Co do formy:
nie jestem zdecydowana, raczej wolę łączenie stylów, więc może być całkiem niezły misz-masz, od dziennika po poradnik.

niedziela, 9 marca 2014

Inny koniec...

Inny koniec jest taki, że jeszcze tam wrócę... dlaczego?

Bo nie zdążyłam zobaczyć Timisoary i Maramuresu i południa Rumunii, a w ogóle to bym chciała odwiedzić moich znajomych....
Chciałabym też zwiedzić bardziej Ukrainę.

Polecam bloga mojej koleżanki Polki, którą poznałam w Suczawie właśnie:

http://tamituuu.blogspot.ro/2014/03/wiosenna-zima-na-bukowinie.html

Wioski polonijne...

Zawitałam. 













Kierunek Bułgaria - niecenzurowane

Już od początku, z koleżanką z Francji, gdy się poznałyśmy planowałyśmy wypad stopem. Może po Rumunii, może do Bułgarii. Padło na Bułgarię. Varnę. Jednak wcześniej chciałyśmy zatrzymać się w Mangalii, a potem w Vama Veche. Wszystkie miasta położone są nad Morzem Czarnym.

Właściwie nie przygotowałyśmy się do tego najlepiej. Sprawdziłyśmy tylko jak się dostać do Mangalii autobusem, a potem chciałyśmy łapać stopa do Warny i wrócić tego samego dnia tym samym sposobem. Plan był by wyruszyć rano.
W noc poprzedzającą nasz wypad poszłam na imprezę do jednego z tych fantastycznych klubów. Chciałam wesprzeć koleżankę, bo była w smutnym nastroju i stwierdziłam, że może jej to poprawi humor(nota bene: pomogło). Natomiast zapoznałam tam Niemca, który wyruszył ze znajomymi w podróż po Rumunii stopem. Znajomi dzień wcześniej wrócili do kraju, a on postanowił kontynuować przygodę. Wyglądał co najmniej dziwacznie... był w trampkach, rozciągniętej koszulce i bojówkach. Umówiliśmy się, że następnego dnia(a właściwie tego samego) spotkamy się pod uniwersytetem i razem pojedziemy. Wątpiłam co prawda w to, że się znajdziemy, bo miał tylko adres i orientacyjną godzinę. Miałam rację.

Zrobiłyśmy z koleżanką szybko zakupy w pobliskim sklepie by nam starczyło jedzenia na cały dzień i wsiadłyśmy w autobus. Oczywiście najpierw musiałyśmy spytać czy ten autobus jedzie tam, gdzie chcemy. Kierowca nie zrozumiał. Zapytałyśmy jakiejś młodej Pani. Okazało się, że jedzie mniej więcej w tę samą stronę(miasteczko przed Mangalią) i że uczy języka angielskiego, więc wszystko pięknie miałyśmy wytłumaczone. Powiedziała nam, że pociągi są tańsze i że nie musimy brać autobusu. Od razu zwróciła przyjazną uwagę mojej francuskiej koleżance, że powinna zamykać torbę, bo stwarza okazję. Miałyśmy z nią jechać, jednak okazało się, że pociąg ma opóźnienie, więc musiałyśmy się rozdzielić. Pokazała nam gdzie nasz autobus, zapytała o cenę by nas nie oszukano i mogłyśmy już jechać. Dystans taki sam jak z mojego miasta do Warszawy, ale bilet kosztował 1PLN drożej.

Zanim wyjechaliśmy kierowca poczynił wszelkie przygotowania. Umył starannie szybę gazetą i płynem do zmywania naczyń. Szyba od wewnątrz, szyba na zewnątrz. Co z tego, że padało(na szczęście potem się rozpogodziło). Usiadłyśmy z koleżanką w pierwszych siedzeniach tak by mieć widok na wszystko i by podziwiać oraz zapamiętać jak najwięcej. Niestety nie mam zdjęć z tej wyprawy, bo gdy w autobusie chciałam zrobić pierwsze zdjęcie - udało się, ale zaraz potem aparat oświadczył, że jest już wyczerpany tą podróżą.

Jadłam sobie biszkopty, gdy nagle kierowca machnął i powiedział, żebym mu dała. Nigdy nie spotkałam się z takimi praktykami, ale poczęstowałam go raz i drugi, skoro chciał. W końcu zaczął się nas wypytywać o różne rzeczy łamanym angielskim. Była to rozmowa rumuńsko-angielsko-niemiecka + migi. Okazało się, że jest z Turcji. Facet miał może ze 40 lat. Razem z nim był młodszy, nastoletni chłopak, który zbierał pieniądze za bilety. Może to był jego syn, może 'kolega'.
W każdym razie, kierowca zaproponował nam, że podrzuci nas bliżej trasy tak byśmy mogły złapać stopa. Tak też uczynił. Okazało się, że przystanek jest na końcu miasta, przy trasie, a on nas podwiózł 500 metrów dalej, poza obręb miasta. Gdy chciałyśmy wysiąść drzwi były zamknięte. Kierowca zwrócił się do nas swoim łamanym angielskim: '5 minutes', powiedział. Zapytałyśmy po co. Zapytał 'Party love?'. Byłam śmiertelnie przerażona. Chłopak obok patrzył i uśmiechał się tym obrzydliwym uśmiechem. Powiedziałam 'please let us go'. Byłam bliska płaczu, w panice. W końcu po chwili otworzył drzwi. Serce mało mi nie wyskoczyło z klatki piersiowej.

Zapytałam potem mojego rumuńskiego kolegę czy nie powinnam iść z tym na policję, ponieważ mam jego numer(dał nam; na szczęście my mu nie dałyśmy swoich). Jego odpowiedź była prosta: jeśli nie chcesz być wydymana przez policjanta to nie idź.

Zaraz po przygodzie z kierowcą autobusu, mądre dziewczyny, wzięły stopa do Vama Veche(było to jakieś 8km od Mangalii i zaraz przy granicy z Bułgarią). Koleś też okazał się dziwny. Miałam już przygotowany w moim rękawie gaz pieprzowy. Powiedział nam, że może nas zawieźć gdziekolwiek chcemy, więc trochę się przeraziłam. Potem jak wysiadłyśmy, miałyśmy wrażenie, że nas śledzi... . Jednak na szczęście odjechał.

Vama Veche
Miasteczko z niesamowitym klimatem. Mnóstwo 'wolnych' ludzi. Raczej o hipisowskim stylu, którzy lubią sobie coś zapalić czy wziąć. Było nam dane rozmawiać z paroma. Umieli powiedzieć kocham cię w naszych językach. Też się ich obawiałyśmy, że nie będą chcieli nas zostawić. Szczególnie po dwóch poprzednich przygodach. Na szczęście w końcu nas nie zaczepiali.

Żeby nie było, spotkałyśmy też bardzo przyjemnych ludzi z Rumunii. Młodzi ludzie nam pomogli. Po tych wszystkich przygodach stwierdziłyśmy, że chcemy pojechać do Warny autobusem. Wsiadłyśmy do jednego, ale Pan zażyczył sobie 30Euro, więc dałyśmy sobie spokój. Napisałyśmy w naszym zeszycie "Varna". Po 1h zmieniłyśmy na 'Bulgaria'(granica do Bułgarii była oddalona zaledwie o 5km). Jednak to zadziałało. Modliłyśmy się by w samochodzie była kobieta. I zatrzymali się. Serban i Ania. Para z Bukaresztu. Okazało się, że jadą pod Warnę. Bałyśmy się z początku, ale byli wspaniali. Długo by opowiadać. Natomiast podczas tego weekendu wyglądało to tak jakbyśmy zrobiły sobie wypad z przyjaciółmi, bo oczywiście okazało się, że nie ma autobusu z powrotem, a na noc nie chciałyśmy wracać stopem. Musiałyśmy zostać w pensjonacie. Razem chodziliśmy jeść, na plażę. Było wspaniale. Oni są tam co roku, więc pokazali nam miejsca warte zobaczenia. Było wspaniale. Z powrotem zaproponowali nam, że jeśli zapłacimy po 30lei to mogą nas podrzucić do Konstancy. Mimo, że to nie po drodze.


Jeśli chodzi o Bułgarię to od razu zauważyłam różnicę. Bardziej zielono, bardziej czysto. Plaże ładniejsze. Byłyśmy w Złotych Piaskach. Spotkałam tam Polaków. Powiedzieli, że 90% plaży to Polacy. Sergan opowiedział nam wiele ciekawostek o Bukareszcie i innych sprawach. Poznałyśmy jego bułgarskich przyjaciół. Okazało się, że bułgarski jest bliski do polskiego, ponieważ Pani z pensjonatu mówiła do mnie po polsku. Po czym jak zapytałam o to czy umie polski powiedziała, że nie, ale bułgarski jest podobny.

Jajca to jajka.


Ogród botaniczny

Rozpoczęcie budowy pałacu wymagało rozbiórki około 7 km² centrum starego miasta i przesiedlenia około 40 000 ludzi z terenu planowanej budowy. Wyburzenia rozpoczęto w 1980 roku, objęły one kilka kwartałów kamienic oraz kilkanaście budynków sakralnych. Mój rumunski kolega  twierdzi, że z powodu tego jest teraz tyle bezpanskich psów w rumunii.




źródło:
wikipedia.pl

Malanca i Entroido

The old traditions of carnival costumes and celebrations are preserved best in the Carpathian region. To see them in all their beauty, head to the Chernivtsi region on January 13-14, on the holidays of Malanka and St. Basil’s Day.
The largest celebrations of Malanka are in Krasnoilsk, a small town in the Chernivtsi region (also known as Bukovyna). The Malanka carnival in Krasnoilsk (Crasna-Ilschi) is a very peculiar local tradition performed here since old times. Here the tradition of making the costume of straw bears is still alive.
Even on the way, it is clear that the coming of the local carnival in the Bukovyna villages makes people enthusiastic. “Old women” in bright kerchiefs sweep the thresholds of houses, broad-shouldered “angels” greet drivers, and their wings, made from remnants of curtains, wave on tempo. Musicians accompany “devils” and “bears”, and youth in carnival costumes enact Robin Hood round-ups, stopping cars and fining drivers for soberness.

source: CNN

Entroido is the name of a popular festival in Laza, Spain, that celebrates the end of winter and the beginning of spring. Colorful and ornate "Peliqueiros" costumes are donned, and a general revelry is engaged in by all.
The festival lasts approximately five days, beginning with the weekend, during which folks run through the streets with flaming torches, while others throw dirt on them from second-story windows.
But why? You, the logical, sane reader might ask.

Because those are the words their fingers landed on while they were flipping through the dictionary. What, you think there's some rational motive here that you're missing? OK, try this on for size: To signal the end of Entroido, they hold the "sardine's funeral," in which a huge artificial sardine is constructed and then set on fire. Some dress in black to mourn the sardine's passing, while others choose white to imitate sardine ghosts.

NOPE. We're not done. On Monday, a battle is waged in which the weapons of choice are mudballs filled with live ants. Of course, what antball is complete without a good seasoning of vinegar first, to make sure the ants are good and pissed off pre-hurl.

When this blind orgy of torch-wielding, dirt-tossing, sardine-ghost-busting, antball-hurling madness is in full swing, there enters the "morena": "A morena, or brown cow masquerader in a carved wooden mask, appears amidst the ant-throwing to butt people, lift women's skirts and add to the chaos."
I give up. I give up trying to understand this. I'm confused and angry for reasons I do not fully understand. I think I might throw ants on people. Why do I want to do that now?
Heeeyyy, that's the spirit! Happy Entroido! Now twirl! Twirl or the Cow God of Chaos will not honor you with his fire! Morena! MORENA!

Coś więcej o Hiszpanii...

Message of my friend about Spain:

I thought that I can speak you ore about what I consider more my country than spain, it is, Galicia. I mean, without stupit nationalisms, it is no deniable the fact that in Galicia, and in general in the north of spain the culture is completely different to the south in many aspects. So I prefrer to speak you about my own folklor. The culture in general is more difficult to catch but the folkloric things can. The first it is what is called "foliada",or "ruada" or "serán", depending on places. It is our traditional party by excelence. The tradition comes when the young people of close villages would go to comunal mill in order to get the flour. They usually had to spend lot of hours, so they would bring instruments (bagpipes, tambourine, tambor, accordion sometimes) to make the work days more light. From this came the most famous traditional dance in galicia, the "muiñeira", that means "woman who mills". This also happened in the patronal celebrations in villages. The youths went to the villages with the instruments and then might make competitions about which village dance and play better or just flirt with different people and have fun all together. The traditional formation is some girls -or boys- with tambourines, who know almost coreographically the dances they had to interpret, a dancing crew, and sometimes a bagpipe. The dances are has some celtic character and they are quite similar to irish dances, though more spanish style. The important thing here is that this way of celebrate has still a meaningful importance. From always, the traditional way of doing it has been there, but in late years it has become more like a etnographic demonstration that something that is really alive -tough it is funny anyway, and there is a lot of folcloric festivals and etc. which are trying to recover this traditional aspect in the parties. Besides, we must remeber that, during the dictatorship of Franco, that lasted almost 40 years -from 1939 til' 1975-, and which made spain being more than 100 hundred of years late than in the rest of Europe, all "non-spanish" cultural manifestations -all that were not "toros" "futbol" "flamenco" "paella" and "olé", our publicity to english and germans who want to come to the beaches- were not allowed. Anyway, this parties have been conservated in different way. Youth people, specially during the summer, continue to go to different villages all around Galicia to go to parties. In summer, you can find like 30 each day, in different parts. The music is quite different, but the intention is the same. Now I will pass you some links, but you shoulld make a reconstruction yourself. The first one is this aspect that is like the professional way of face the thing, is like professionals that recover the original clothes, music and dances, and goes to cultural festivals, etc. The second one is the same, but not so professional, it is people that know how to do it and that does it in the parties of the villages and this, but without any economical retribution, and just for fun, for showing the world their talent, and for tradition. The third one is the popular part of it, more sponaneous, more authentic, but without the clothes and the profesionality that we have seen before. Maybe, if you put some imagination and you melt the three in one you can imagine how can be 150 years ago, all with a traditional galician water mill in the scene. Thhe fourth video is the typical song odf the parties that are most famous nowadays, played by the known as "orquestas", it is more like manele.

the last one, as i said, it is more related with mexican and latino american music, -salsa, cumbia, bachata-, and maybe this is for all the emigration that drove more than the 40% population in galicia to Argentina Mexico and Brasil.


Suczawa inne zdjęcia



Kościół cebula

Bilans wyjazdu

WRÓCIŁAM. OFICJALNIE.NAMACALNIE. NIEZAPRZECZALNIE WRÓCIŁAM.



Mnóstwo NOWYCH doświadczeń, wiedzy, poznanych ludzi... . Podróże. Bardzo intensywny okres. Samorozwój. Beztroska.


- przemierzanie samochodem Rumunii!
- odwiedziny znajomych - dwukrotne
- święta i sylwester spędzony z dala od domu
- zapomniane buty w Sibiu
- ukradzione 3 pary butów i inne duperele
- dwie wizyty w szpitalu - jedno choróbsko
- powrót do Polski przez Ukrainę i nazad
- jeden mandat
- rozwalony telefon
- zepsuty laptop
- dwukrotnie zgubiona karta - za jednym razem się nie udało zgubić to trzeba było drugi raz
- zgubiony portfel - parę razy,żadna tragedia - zazwyczaj znaleziony, a jak nie znaleziony to sam portfel bez niczego w środku
- min. raz zgubiony telefon, ale znaleziony
- 1 przeprowadzka


Więcej rzeczy już nie pamiętam, serdecznie za nie NIE żałuję.