Co do formy:
nie jestem zdecydowana, raczej wolę łączenie stylów, więc może być całkiem niezły misz-masz, od dziennika po poradnik.

wtorek, 29 października 2013

Rzym? // cz. IV

...Nie... zaraz... przecież jestem w Rumunii.

Kolejną naszą destynacją była Sighisoara. Nieduże miasto z niesamowitym urokiem. Moje ulubione w Transylwanii. Miałam wrażenie, jakby to była zagubiona, zapomniana włoska mieścina. Dlaczego taka impresja? To magiczne miasteczko było nieco wyludnione, wąskie uliczki z kolorowymi, ciasno stłoczonymi kamieniczkami, które miały ceglane przysadziste dachy. Czułam się tam jak w bajce. Warto poprzechadzać się w samotności właśnie tamtejszymi alejkami, zapomnieć się. Jeśli oglądaliście "Zakochani w Rzymie" i pamiętacie tę scenę gdy John (Alec Baldwin) spaceruje po swojej dawnej okolicy, w której mieszkał za młodu to tak dla mnie właśnie wygląda stara część Sighisoary(na marginesie to oglądałam ten film w pociągu do Cluj na laptopie u zapoznanego Rumuna - Andrei). Polecam pójść na szczyt wzniesienia. Można się tam dostać czarownymi, zabudowanymi schodami. Gdy ja po nich wchodziłam dobiegała mnie poruszająca muzyka gitary klasycznej i ukulele. Nie wiedziałam na początku skąd ta muzyka i to było... magiczne.
W każdym razie, konkrety: na górze znajdziecie cmentarz, który ma swoją specyficzną atmosferę.

Moje odczucia, gdy tam byłam to przede wszystkim zachwyt. A podczas całej mojej podróży czułam niezachwiane poczucie bezpieczeństwa i wolności.

W Sighisoarze spotkałam wycieczkę z Polski.

Nigdy podczas całej tej podróży nie czekaliśmy długo na stopa. Najwięcej może 30 min.

Ceny noclegów były różne od 0zł, 30 zł - gdy spędzaliśmy noc w pensjonacie, a w hostelach 50zł(w pokoju było razem 6-8 osób). Może było tłoczno i niezbyt komfortowo oraz co najgorsze całkiem drogo (przynajmniej dla polskiego studenta), ale osoby i lokacja na starówce wynagradzały wszelkie niedogodności.

Sighișoara w skrócie
miasto w środkowej Rumunii, nad rzeką Wielką Tyrnawą (rum. Târnava Mare). W 1849 miała tu miejsce jedna z bitew w powstaniu węgierskim, w której najprawdopodobniej poległ adiutant Józefa Bema, węgierski poeta Sándor Petőfi.
Miasto ma podpisaną umowę partnerską z Zamościem.
źródło: wikipedia.pl

Centrum miasta jest wpisane na listę UNESCO jako najlepiej zachowany średniowieczny zespół miejski w Europie Środkowo-Wschodniej
źródło: http://www.fmw.uni.wroc.pl/?q=dla-nauczycieli/matematyczna-europa/transylwania/matematyczna-transylwania


Kolejnym miejscem, do którego chcieliśmy wyruszyć był Sibiu. Gdy szliśmy w miejsce skąd można było dogodnie złapać stopa spotkaliśmy innych autostopowiczów z plecakami trekkingowymi. Okazało się, że są Niemcami, którzy wybierają się nieopodal na farmę by przenocować i trochę pomóc. Co ciekawe, na tej farmie jak i w wielu innych w tym regionie podobno odbywają swoje kary niemieccy więźniowie. Chciałam sprawdzić tę informację w internecie, ale nie mogę nigdzie wyszukać. Jak coś wiecie - dajcie znać, koniecznie.

Od razu stwierdziliśmy z moimi znajomymi, że chcemy też pojechać na taką farmę. Zobaczyć i poczuć ten klimat. Zadzwoniliśmy czy znalazłyby się jeszcze 3 miejsca, jednak okazało się, że niestety nie. Może jeszcze kiedyś spróbuję.

Z przypadkowymi znajomymi życzyliśmy sobie 'szczęścia' i pozostawiając ich poszliśmy dalej. Nie sądziłam, że istnieje szansa, żebym ich jeszcze kiedykolwiek spotkała, bo świat jest ogromny, a ja ich widziałam tylko raz na oczy przez jakieś 15 minut. A jednak! Życie jest nieprzewidywalne! W pociągu z Brasova do Konstancy spotkałam ich w wagonie(wagonów było 12).
...




Czyż życie nie jest niesamowite? Piękne?

Fratelli Club, Constanta

Constanta

Constanta

Constanta

Constanta

Constanta

Constanta




niedziela, 27 października 2013

Couchsurfing //cz.III

Z Cluj-Napoca pojechaliśmy do Târgu Mureş, gdzie byliśmy umówieni z naszą polską znajomą z Konstancy. Kierowca, który tym razem nas wiózł był młodym inżynierem i miał duże gospodarstwo nieopodal. Mimo, że nie miał w planach wjeżdżać do tego miasta, ponieważ trasa jego biegła dalej obok miasta, podwiózł nas tam, gdzie byliśmy umówieni, czyli aż do centrum. Nie chcieliśmy robić kłopotu, ale bardzo nalegał.

W tym mieście koleżanka załatwiła nam nocleg przez couchsurfing.org. Pogoda była parszywa, więc czekając na naszego gospodarza usiedliśmy w pobliskiej restauracji/kantynie(mieliśmy jeszcze parę godzin do spotkania). Obok nas siedzieli jacyś dwaj Afroamerykanie. Po 5 minutach, już siedzieliśmy wszyscy razem, śmieliśmy się i spożywaliśmy wspólny posiłek.(Ze mną oczywiście było to bardziej skomplikowane. Cały czas miałam problem ze spożywaniem pokarmów ze względu na moje dolegliwości. Dwie wizyty w szpitalu, leki i dieta nic nie pomagały.)
Okazało się, że Ci Afroamerykanie są braćmi. Pochodzą z Norwegii. Obecnie jeden z braci studiuje medycynę(jak nasza polska koleżanka) w Targu-Mures, a drugi-starszy przyjechał go odwiedzić. Spędziliśmy ze sobą bardzo miłe popołudnie.

Moje pierwsze doświadczenia z couchsurfingiem

Ogólnie było dobrze. Chłopak był bardzo miły. Udostępnił nam wszystko, co miał w domu. Pokazał nam na drugi dzień miasto. Jest Węgrem, ale od pokoleń jego rodzina zamieszkuje Rumunię. Pomimo wszystko wciąż czuje się Węgrem. Jak widać, wpływy w Transylwanii różnych kultur i narodów były i są bardzo silne, szczególnie węgierskie oraz austriackie, niemieckie.
Ten pobyt jednak nie zachęcił mnie jeszcze tak bardzo do korzystania z tego serwisu, ponieważ coś mnie niepokoiło w tym trzydziestoparoletnim facecie. Nie miał pracy, nie studiował, mieszkał sam - podobno w domu swojej cioci, a zapytany o to, czym się zajmuje na co dzień odpowiedział, że niczym i że nie ma pasji ani hobby... . Śmiałam się, że utrzymuje się z organów osób - takich jak my, couchsurferów. Trochę to wszystko było dziwne, ale bardziej to było mi go szkoda, ponieważ był jakiś taki 'poturbowany przez los'. Pierwszy raz widziałam faceta z anoreksją, był prawdopodobnie gejem, jak się śmiał to jakoś tak nerwowo.
Tak czy siak, dopiero drugi mój raz 'poszukiwania kanapy'- drugi raz w Polsce, sprawił, że poczułam ideę couchsurfingu, ale o tym później... .

Targu-Mures - ładne miasto, zadbane, ciekawe budowle. Oczywiście w centrum miasta stoi pomnik wilczycy. Zobaczycie potem na zdjęciach.

Ze wszystkimi spotykanymi ludźmi podczas naszej podróży porozumiewaliśmy się po angielsku bez problemu. Często też spotkani Rumuni znali również francuski. Ponadto spotykaliśmy wielu obcokrajowców.

Z Targu nasza polska koleżanka miała lot do Niemiec, a potem do Polski.Także dalej podróżowaliśmy znowu we trójkę spotykając na naszej drodze wielu ciekawych i życzliwych ludzi.

Targu-Mures w paru słowach:
Obecna nazwa jest ekwiwalentem węgierskiego Marosvásárhely, oznaczającego "targowisko w Mureș". Rumuńskie târg oznacza to samo co w języku polskim.
W wyniku traktatu w Trianon miasto znalazło się w granicach Rumunii. W 1940 roku miasto ponownie znalazło się w graniach Węgier. W wyniku pokoju paryskiego w 1947 roku miasto ponownie znalazło się w granicach państwa rumuńskiego.
W marcu 1990 roku w mieście doszło do zamieszek pomiędzy Węgrami a Rumunami. W wyniku zamieszek zginęło 5 osób, zaś 278 zostało rannych.
Według ostatniego spisu ludności przeprowadzonego w 2002 roku, miasto Târgu Mureș liczy 150 041 mieszkańców.
  • Rumuni – 75 533 (50,34%)
  • Węgrzy – 70 108 (46,72%)
  • Romowie – 3660 (2,43%)
  • Niemcy – 304 (0,20%)
  • inne grupy etniczne, w tym 12 Polaków – 434 (>0,01%)
Târgu Mureș oferuje kilka godnych polecenia miejsc, jak na przykład pałac kultury, teatr narodowy, prawosławną cerkiew, Pałac Apolla czy stary budynek prefektury z 1711 r.
W 1880 roku w mieście wzniesiono pomnik generała Józefa Bema, upamiętniając jego udział w powstaniu węgierskim.
źródło: wikipedia.pl


Co to jest ta idea couchsurfingu*
"Idea "couchsurfingu" istnieje w sieci od 2002 roku pod adresem couchsurfing.org. Strona została założona w 2002 roku przez amerykanina Caseya Fentona. Na tę chwilę ma już ponad 5 milionów użytkowników z całego świata, którzy za darmo oferują innym uczestnikom projektu miejsce do spania i masę nowych doświadczeń. Couchsurfing jest organizacją non-profit.

 Społeczność couchsurferów żyje dzięki wzajemnemu zaufaniu. Wielu jest takich, co dają nawet klucze do mieszkania. Tak, to prawda. Można jechać do obcego kraju, do obcego człowieka, wylądować u niego w domu, dostać miejsce do spania i klucze do mieszkania. I to wszystko w XXI wieku - zamkniętym zwykle na kłódkę, ogrodzonym zasiekami, z kamerą nad głową zamiast słońca. Trudno natrafić na kogoś niewartego polecenia. W końcu wszyscy tutaj wychodzą od tego samego, mają wspólną ideę - marzenia są to, żeby je spełniać. A pomagać innemu, to też pomagać sobie."  Głównym celem takiego rodzaju turystyki jest wymiana kulturowa między hostem (gospodarzem) a jego gośćmi.Wiele osób jednak sceptycznie podchodzi do takiej formy szukania noclegu, bo przecież na ile jest wiarygodny człowiek poznany przez internet? Weryfikacje użytkowników ułatwiają opinie zostawione przez turystów. Ocena może być pozytywna, neutralna lub negatywna, poparta kilkoma zdaniami uzasadnienia. W ten sposób łatwo się zorientujemy, kto jest godny zaufania.
 

*szukanie kanapy
źródła:






Constanta

Constanta

Constanta

Constanta

Constanta

Cyganie, Constanta

Constanta

Constanta

sobota, 26 października 2013

Wojaże po Rumunii cz.II

Wciąż jestem na diecie. Podczas tej podróży było mi bardzo ciężko pod tym względem. Źle się czułam, a przygotowanie własnych, zdrowych posiłków było mocno ograniczone ze względu na brak kuchni i czasu.

Od znajomej, która zna tajniki leczenia z pożywienia oraz ziołolecznictwa dostałam poradę, że zbawiennym dla mnie jest świeży ananas. W końcu po jakimś czasie kupiwszy ananasa, pojawił się inny problem - jak go spożyć? Wiecie jak to w podróży, a w szczególności podróży stopem, najlepiej wszystko jak najtaniej, więc warunki niesprzyjające rekonwalescencji. W takiej sytuacji, nie pozostało mi nic innego jak poprosić w jakimś lokalu o nóż(mieliśmy tylko scyzoryk). Było to w podróży do kolejnego miasta. Nasz kierowca - bardzo miły Pan weterynarz - wysadził nas w mieście Medias, które było po drodze do naszego celu. Podwiózł nas na miejsce, skąd najłatwiej było nam złapać jakiś kolejny samochód.

Byłam głodna. Miałam tylko ananasa. W pobliżu była stacja benzynowa. Niestety nie było tam też żadnego baru ani kawiarni. Zapytałam Pani moim łamanym rumuńskim, gdzie w pobliżu możemy znaleźć kawiarnie albo inny lokal. Okazało się, że nie było niczego blisko, więc z niepocieszonym żołądkiem odwróciłam się i już byłam na progu, gdy Pani mnie zatrzymała i zawołała na zaplecze. Tam obserwowałam ze zdumieniem, co robi ta kobieta. Najpierw zaczęła robić kawę, okazało się, że dla nas. Miejsce swojej pracy zostawiła pod opieką obcych, dziwacznie wyglądających dwóch osób(moich francuskich znajomych). Wyglądaliśmy bardzo osobliwie. Trochę jak włóczędzy. Niezbyt eleganccy, nie pachnący świeżością, trochę hipisowsko, z plecakami trekkingowymi - no, jak to w takiej podróży.
Gdy kobieta robiła kawę ja wykorzystując okazję chciałam pokroić sobie ananasa. Gdy zrozumiała, że wcale nie chcę jej zapłacić ananasem tylko go zjeść. wzięła go ode mnie i niczym własna mama - pokroiła mi go, podała na talerzu oraz dbając o to bym się nie pobrudziła podała mi serwetki.

Mój kolega ujął to wszystko tylko tak 'welcome in Romania'. Wiele razy tak mówił, bo wiele razy działy się takie cuda. Małe niesamowicie życzliwe rzeczy.

...
Jeden z naszych kierowców powiedział nam szczerze, że wziął nas tylko dlatego, że nie wyglądamy jak Cyganie.Wiele osób, które zatrzymywało się by nas podwieźć robiło to pierwszy raz w życiu, czyli pomimo naszego kuriozalnego wyglądu wyglądaliśmy jak osoby godne zaufania.

Życzliwość i dobra wola

Otrzymaliśmy jej tak dużo, że bylibyśmy w stanie obdarować cały wszechświat. Od tamtej pory czuję się jakbym była w wirze dobrotliwości. Mam wrażenie, że całe życie doświadczałam życzliwości ludzi, ale dopiero teraz zaczęłam to tak wyraźnie dostrzegać. Cuda się dzieją. Dzieją się. Się dzieją.

To jeszcze nie koniec.
Constanta

Constanta

Constanta

Constanta

Constanta

Constanta



piątek, 25 października 2013

Dziesięcio-dniówka cz.I

Koniec kursu. Podsumowując krótko: nauczyłam się by móc spokojnie porozumieć się na ulicy, w sklepie i w innych codziennych, trywialnych sytuacjach. Z pewnością nie do końca zawsze gramatycznie, ale dogadać się - dogadam.

Pozostało 10 dni do rozpoczęcia roku akademickiego, więc wszyscy Erasmusi popakowali się, pogrupowali i ruszyli na podbój Rumunii. Wszyscy obrali różne kierunku. Ja wyjechałam z koleżanką i kolegą z Francji. Kierunek: Transylwania.

Nasza trasa to Cluj-Napoca, Targu-Mures, Sigishoara, Sibiu oraz Brasov.

Było to coś FANTASTYCZNEGO. Nie do opisania. Aż nie do uwierzenia czasem, że możemy przeżyć tak cudowne chwile.

Wsiedliśmy do pociągu i zaczął się nowy etap przygody. Cóż powiedzieć... przede wszystkim bardzo życzliwi ludzie, widoki, przejechane kilometry stopem, dużo śmiechu, dobroci, couchsurfing, zawieranie nowych znajomości i wiele, wiele innych doświadczeń.

Pociąg - poznaliśmy młodego chłopaka z Rumunii, który mieszka w Cluj. Pomógł nam znaleźć tani nocleg. Potem oprowadził nas po mieście.

"Jest to miasto posiadające ok. 300 000 mieszkańców, nieformalna  stolica Transylwanii. Wg spisu z 2002 r. Rumuni – ok. 80%, a na drugim miejscu są Węgrzy (19%)."
Źródło: http://niekisimy.wordpress.com/2013/01/31/cluj-napoca/

Miasto zielone, czyste, zadbane, z akademicką atmosferą, piękna architektura, widać wpływy węgierskie. Mieliśmy wielkie szczęście, bo akurat trwał tam jarmark transylwański. Prezentowano wspaniałe, nagturalne wyroby i te, które można skonsumować i te które można założyć oraz ozdoby i inne. Stała duża scena, w czasie gdy my byliśmy na tym jarmarku prezentowany był teatrzyk dla dzieci. By zobaczyć piękną panoramę miasta proponuję wdrapać się na pagórek, na którego szczycie usytuowany jest hotel.

Tam kupiłam sobie plecak trekkingowy, który był jak dla b. drogi, ale wszystkie były drogie, a ja nie za bardzo miałam wyjście. W Polsce obecnie są 3 razy tańsze niż tam.

Jeżdżenie stopem
Bardzo popularna forma poruszania się w Rumunii. Do tego stopnia, że wykształcił się pewien system. Są miejsca w większych miastach, gdzie wiele ludzi stoi i czeka na transport. Samochody bardzo często się zatrzymują. Jednakże czasem życzą sobie pieniądze za podwózkę(nie za duże, ale trochę tak). Na wielokrotne podróżowanie stopem mieliśmy tylko raz taką sytuację. Ani razu podróżując stopem ani ogólnie podczas tej podróży nie mieliśmy ani jednej sytuacji niebezpiecznej czy nawet jakichś przykrych doświadczeń.
Ludzie, którzy zabierali nas do samochodów byli tak pomocni, że podwozili nas tam, gdzie chcieliśmy mimo, że często nie było im po drodze. Ponadto jeśli tylko dowiadywali się, że np. jeszcze nie zorganizowaliśmy sobie noclegu starali się coś znaleźć - dzwoniąc po znajomych etc. Gdy pytaliśmy o drogę na ulicy, nawet ludzi zdążających gdzieś szybko, zatrzymywali się i gdy nie wiedzieli angażowali się tak bardzo, że potrafili również wydzwaniać po swoich znajomych by nam pomóc.


c.d.n.
Bellagio Club, Constanta

La Scoica, Constanta
Constanta
Constanta

La Scoica, Constanta







czwartek, 24 października 2013

Witamy w akademiku

Siedzimy sobie z koleżanką w naszym azylu(czyt. pokoju), w akademiku, w Konstancy. Wieczór. Każda zajmuje się swoimi rzeczami. Nagle pukanie do drzwi. Wyrwane ze swoich spraw oznajmiamy, że drzwi są otwarte i można wejść. W drzwiach widzimy kobietę z wielką torbą i z jeszcze większym uśmiechem na twarzy. Od samego progu oznajmia nam, że nie zna zbytnio angielskiego, ale za to my jesteśmy bardzo piękne. Myślę - rzeczywiście ma rację, nie umie się nim za bardzo posługiwać. Kolejne jej zdania były o tym jakie jesteśmy, a konkretnie, że jesteśmy miłe, bardzo miłe oraz bardzo bardzo bardzo miłe. A potem zgrabnie przeszła do prezentowania kosmetyków. Ciężko było nad nią zapanować. Nagle moja ręka zaczęła spełniać funkcję prezentacyjną, nic nie miałam do powiedzenia w tej kwestii. Z początku nie byłam zainteresowana i starałam się zachować czujność. Co drugie zdanie było o tym jakie jesteśmy piękne bądź miłe. Zostałyśmy dowartościowane jak nigdy dotąd. Bawiła mnie cała sytuacja.

Miałam w planach wcześniej, co prawda, wybrać się do sklepu z kosmetykami, a tu on przyszedł do mnie. Marki zupełnie nieznane, ale niektóre rzeczy mi się spodobały. Próbowałam się dowiedzieć o cenę - było to dla mnie kluczowe przy takim zakupie. Nie było łatwo. Pani cały czas zbywała mnie słodkimi słówkami. Ona z kolei chyba chciała usłyszeć ode mnie, że jestem zdecydowana by coś kupić. W końcu ustąpiła i dwie rzeczy, które sobie wybrałam, wyceniła na 45PLN. Widząc moją nieusatysfakcjonowaną minę... od razu dodała, że do tego dorzuca trzy inne rzeczy. Stwierdziłam, że to całkiem niezła umowa i zgodziłam się.

Na kosmetyki nie narzekam. Dobrze się spisują. Jednak po użyciu mojej czerwonej szminki(trwałość do 12h) byłam przerażona, bo nie mogłam jej zmyć zwykłym mleczkiem dopiero koleżanka pożyczyła mi tonik do demakijażu oczu i się udało. No cóż powiedzieć, trzyma się lepiej niż tynk. Pani nie kłamała.

A propos innych szemranych inicjatyw...

przychodzi czas w życiu studenta, że musi coś uprać. Dowiedziawszy się, że jest pralka w akademiku ucieszyłam się niezmiernie. Zapytałam się gdzie dokładnie mam się udać, a oto wskazówki, które dostałam:

'W budynku obok, na 3 piętrze w pokoju 307 wykonują pranie. Kosztuje to 5PLN. Mają wszystkie środki do prania. Zapukaj i powiedz, że chcesz zrobić pranie.'

Trochę dziwna była dla mnie ta instrukcja - szczególnie jej końcówka, bo przecież to oczywiste, że chcę uprać, w końcu idę do pralni, ale no nic. Rozmowy nie-w-ojczystym języku często powodują pewne nieporozumienia.
To, co ujrzałam różniło się znacznie od moich wcześniejszych wyobrażeń... był to zwykły pokój. Szukałam gdzieś napisu 'pralnia', pomyślałam, że może pomyliłam miejsca. Zadzwoniłam do koleżanki. Zapewniła mnie, że to jest dobry pokój. Zapukałam. Otworzył chłopak, student. Zaraz pojawiło się dwóch innych. Zaprowadzili mnie do kuchni, gdzie trzymali pralkę. Okazało się, że nie jestem jedyna w kolejce. Usługa jednak była ograniczona - suszenie we własnym zakresie. W realiach tego akademika nie było to łatwe zadanie.

To dopiero PRANIE...  brudnych pieniędzy.

akademik, Constanta

Constanta

Constanta

akademik, Constanta

Constanta

Constanta


środa, 23 października 2013

Rumuni o/Inni o

Rumuni o Rumunii

Po pierwsze, kochają swój kraj bardzo mocno. Widać to w szczególności, kiedy się o nim wypowiadają. Lubią mówić o swoim państwie, ale nie pogardzą opinią obcokrajowca - oczywiście najlepiej przychylną. Jednak naprawdę nietrudno sobie taką wyrobić. Wiele osób, które tu przyjeżdżają i widzą te miejsca, góry, poznają tych ludzi, wpadają w zachwyt. Dla niektórych może to być nawet szok, bo spodziewali się zastać... no właśnie co? Z pewnością nie to, co mogą zobaczyć. Odsyłam do wpisu "Przełam-MY stereotypy".

Przypomina mi się rozmowa z rumuńskim krytykiem filmowym(bywał również w Polsce na festiwalach), kiedy rozmawialiśmy o stereotypach dot. Rumunii. Chcąc przedstawić moje, jak myślałam wtedy, odmienne spostrzeżenia o Rumunii - czyli te pozytywne, okazało się, że również tkwię w tych schematach. Byłam poniekąd zdumiona, ponieważ zachwalając Rumunię widziałam coraz bardziej niezadowoloną twarz mojego rozmówcy. Myślałam... 'no o co chodzi? Przecież wypowiadam się przychylnie.' Po chwili, mój rozmówca mi przerwał i powiedział trochę obruszony - 'Rumunia to przede wszystkim normalny kraj, jak każdy inny'. A ja zdałam sobie sprawę, że rozwodziłam się na temat spraw, które są typowe dla cywilizowanych, demokratycznych i rozwiniętych krajów. To tak jakby się zachwycać nad książką, że ma okładkę, tytuł, a na dodatek ma ponumerowane strony i rozdziały.

Rzeczy są względne. Myślisz sobie 'wiem', a potem okazuje się, że nic nie wiesz, a na dodatek stoisz po drugiej stronie barykady.

Bardzo uciążliwe jest dla mnie to, że w lokalach można palić. Zawsze wracając z lokalu niezależnie czy to klub czy restauracja muszę wziąć prysznic, a ubrania nie nadają się do ponownego założenia.


To czego w Rumunii nie dostaniesz to kasze - gryczana, jaglana, jęczmienna... nie ma. Znajdziesz kuskus czy ichną mamałygę(potrawa z gotowanej mąki lub kaszy kukurydzianej). Ponadto, próżno Ci szukać kiśli czy budyniów. Ryż brązowy bardzo ciężko znaleźć. Ogórki kiszone również.* Znacie coś jeszcze czego tam nie ma?
Myślałam sobie wręcz, że to niemożliwe, więc przetłumaczyłam sobie na rumuński słowo 'kasza' - jednakże sprzedawcy patrzyli na mnie jak na kosmitkę. :) Później się dowiedziałam od mojej koleżanki z Polski, która studiuje już tam 2 lata, że rzeczywiście nie ma. Przywozi ona kasze z Polski.
*Wiadomo nie szukałam w całej Rumunii, więc może gdzieś jednak można znaleźć, ale próbowałam w hipermarketach, w sklepach z bio żywnością oraz z ekskluzywnymi produktami, z marnym skutkiem. Ktokolwiek widział, ktokolwiek wie niech mnie oświeci.

I na odwrót: mamałyga; tzw. zacuska(zamknięte w słoiczku same pyszne, letnie smaki: pieczone papryki, bakłażan, pomidory, złocista cebulka); świeże figi są w Polsce, ale te tam są naprawdę pyszne. Pewnie będę jeszcze tę listę uaktualniać, bo teraz nie pamiętam wszystkiego. Ponadto, co ciekawe, jeśli zamawiasz ryż w restauracji, kantynie czy barze zawsze podany jest 'w towarzystwie' różnych warzyw. Jeszcze nigdy nie widziałam go osamotnionego.

  I wszędzie Dacia... . Uważam to za swego rodzaju patriotyzm - popieranie rodzimej produkcji oraz kupno narodowych produktów.

 

'Rumuni do głosu' 

zamknięte w słoiczku same pyszne, letnie smaki: pieczone papryki, bakłażan, pomidory, złocista cebulka. - See more at: http://ziolowyzakatek.com.pl/zacuska/#sthash.EmXnFDs1.dpuf
zamknięte w słoiczku same pyszne, letnie smaki: pieczone papryki, bakłażan, pomidory, złocista cebulka. - See more at: http://ziolowyzakatek.com.pl/zacuska/#sthash.EmXnFDs1.dpuf
zamknięte w słoiczku same pyszne, letnie smaki: pieczone papryki, bakłażan, pomidory, złocista cebulka. - See more at: http://ziolowyzakatek.com.pl/zacuska/#sthash.EmXnFDs1.dpufryż jest zawsze sprzedawany z dodatkiem warzyw  w restauracjach,
Proszą by uświadamiać resztę świata, że w Rumuni nie żyją tylko Cyganie, że jest to wciąż mniejszość, a rdzenni mieszkańcy to Rumuni nie Cyganie. Dobrze znają stereotypy krążące po świecie. Boli ich to. Szczególnie ten dot. Cyganów. Można wręcz wyczuć w ich tonie nienawiść do tej mniejszości. Natomiast, jeśli idzie o obcokrajowców to są bardzo przyjaźni i pomocni oraz nie mają do nich żalu o to jakie jest o nich ogólne pojęcie.

"Polacy zwykli mylić dwa pojęcia – Rumuni i Cyganie. Dla części, może nawet większości z nas, są one synonimami. To jednak błędne myślenie – Rumuni są rodowitymi mieszkańcy tego kraju. Swoją nazwę wzięli z… łaciny. Rumunia, czyli Romania, znaczy tyle co „Rzymia”, czyli kraj Rzymian. Miasto Rzym jest niby trochę daleko, ale nie jest to nazwa bezpodstawna. W odległej starożytności lokalne plemiona zostały podbite właśnie przez Imperium Rzymskie. Po nieco ponad stu latach legiony odeszły, ale kultura najeźdźców tak bardzo się spodobała, że przyszli Rumuni przejęli nie tylko nazwę, ale i język, któremu także dzisiaj najbliżej jest do włoskiego.
Cyganie, zwani też Romami, przywędrowali do Europy ok. XV wieku z… Indii. Wyglądają inaczej, mówią inaczej, zachowują się inaczej – są inni. Typowy Rumun wygląda mniej więcej tak jak południowy Słowianin – ciemny blondyn lub szatyn o piwnych oczach. Cygan jest natomiast bardziejpodobny do Hindusa – brązowa karnacja i czarne włosy. Nie tak łatwo się pomylić. A jednak Polacy zwykle się mylą i mówiąc Rumun mają na myśli Cygana. Problemem jest tu podobieństwo nazw. Cyganie sami siebie nazywają Romami, co ma zupełnie inne korzenie niż wywodząca się z łaciny „Romania”. Wyraz „Roma”, którym określają się Cyganie, znaczy po ichniemu tyle co „ludzie” i pochodzi od sanskryckiego (starohinduskiego) „rama”, czyli „mąż”.  A Rumun to zniekształcony „Rzymianin”. Dwie nacje, dwie kultury a przez przypadek jedna nazwa – a przynajmniej bardzo podobna."
źródło: http://3dno.pl/%E2%80%9Erzymia%E2%80%9D-czyli-o-cyganach-i-rumunach/

A propos, nienawiści do Cyganów to miałam już wiele takich rozmów, w których właśnie padały bardzo ostre słowa. Najbardziej jednak zapadła mi w pamięć krótka konwersacja z żołnierzem rumuńskim odbyta w znanej już Wam - MaxiTaxi. Tak bardzo znienawidził Romów, że, jak to ujął, gdyby mógł to wybiłby ich, co do jednego. Butność niczym Rodii ze Zbrodni i Kary jednak są to na szczęście tylko słowa.

Kiedyś przerażała mnie taka ekspresja. Jednak żyjąc, w naszej polskiej rzeczywistości, przyzwyczaiłam się do radykalnych poglądów na temat innych narodów i nie tylko. Niestety.


Powróćmy jednak do głównego wątku...


Teraz pora na generalizacje. Nie ma co się nimi zbytnio sugerować. To jest tylko na bazie dotychczasowych moich i innych doświadczeń.
Rumuni to ogólnie pogodny naród. Nie są aż tak nerwowi jak Polacy. Są jacyś tacy bardziej na luzie.
W autobusach - kierowcy są raczej mili albo obojętni, w sklepach Panie sprzedawczynie uprzejme i jak trzeba pomocne, służba zdrowia - życzliwa i uśmiechnięta.
Rumuni są raczej niesłowni. Szczególnie jeśli chodzi o umówione spotkania. Jednak jak mówiłam nie ma co się zbytnio tym sugerować, bo na przykład Erasmusi słyną wybitnie ze spóźniania.

Pozdrawiam, M

Constanta

Constanta

Constanta

Constanta

Constanta

Constanta


czwartek, 3 października 2013

Przykładowe zakupy

Ceny podane w PLN.
 
CONSTANTA
woda 2 l 3PLN, mała woda 2PLN
herbatniki 1,20
małe opakowanie biszkoptów 7
najtańszy papier toaletowy(nie szary) 9/ zwykle 12-21
mały jogurt 140g 1,20
Garnier Essentials tonik do twarzy 17,00
zakupy w aptece 3 opakowania leków 70lei
wafle ryżowe 1,50; 8 w opakowaniu
pierniki 90g 1 lei
baton z orzeszkami 60g 2,30lei
jogurt 1,5
Jogurt activia 3,5
ciasteczko belvita 2,5
karofle 5kg 8,99
ogórki kiszone 8,98
olej słonecznikowy 6,85
jogurt naturalny 2,19
ogórki 774g 2
akademik 250
W KANTYNIE
ZUPA WARZYWNA 4.5
Ryż 3
pomidory 3,5
sałatka sezonowa 4
Tirgu Mures
Woda min niegaz 2l 2,39
ryż mieszany(biały+dziki) 500g 5,29
świeży ananas 5,99
mapa rumunii 16

ClujNapoca
kefir 3,19
oliwa z oliwek crudolio Extra Virgin 250ml 20,49
eko torba 0,13

Brasov
kefir 3,89
płatki pszenne 500g 3,39
pomidorki cherry 500g 4,49
woda min 2l 2,49
mix suszonych owoców 4,99
orzechy włoskie 10

Suceava
W H&M te same ceny jak w Polsce(czasami różnią się
lenor ultra spring 1l 8,51
persil exp color 1,6kg 18,73
mięta 10 torebek 0,90
peeling do ciała 10,89
bio kefir 500g 5,55
wafle ryżowe 80g 1,48
mleko kozie 1l 15,44
woda min 2l 2,25
mały słoiczek miodu 6,76
cebula 1,316g 1,65
brokuły 0,576g 7,48
tilapia 0,125g 4,69
ryż brązowy 500g 5,07
avocado 1,99
ananas 5,99
urządzenie do gotowania na parze 121,54
buty deichmann 49
kapcie deichmann 44
impregnat 19
odświeżacz do butów 14

akademik 210