Co do formy:
nie jestem zdecydowana, raczej wolę łączenie stylów, więc może być całkiem niezły misz-masz, od dziennika po poradnik.

czwartek, 24 października 2013

Witamy w akademiku

Siedzimy sobie z koleżanką w naszym azylu(czyt. pokoju), w akademiku, w Konstancy. Wieczór. Każda zajmuje się swoimi rzeczami. Nagle pukanie do drzwi. Wyrwane ze swoich spraw oznajmiamy, że drzwi są otwarte i można wejść. W drzwiach widzimy kobietę z wielką torbą i z jeszcze większym uśmiechem na twarzy. Od samego progu oznajmia nam, że nie zna zbytnio angielskiego, ale za to my jesteśmy bardzo piękne. Myślę - rzeczywiście ma rację, nie umie się nim za bardzo posługiwać. Kolejne jej zdania były o tym jakie jesteśmy, a konkretnie, że jesteśmy miłe, bardzo miłe oraz bardzo bardzo bardzo miłe. A potem zgrabnie przeszła do prezentowania kosmetyków. Ciężko było nad nią zapanować. Nagle moja ręka zaczęła spełniać funkcję prezentacyjną, nic nie miałam do powiedzenia w tej kwestii. Z początku nie byłam zainteresowana i starałam się zachować czujność. Co drugie zdanie było o tym jakie jesteśmy piękne bądź miłe. Zostałyśmy dowartościowane jak nigdy dotąd. Bawiła mnie cała sytuacja.

Miałam w planach wcześniej, co prawda, wybrać się do sklepu z kosmetykami, a tu on przyszedł do mnie. Marki zupełnie nieznane, ale niektóre rzeczy mi się spodobały. Próbowałam się dowiedzieć o cenę - było to dla mnie kluczowe przy takim zakupie. Nie było łatwo. Pani cały czas zbywała mnie słodkimi słówkami. Ona z kolei chyba chciała usłyszeć ode mnie, że jestem zdecydowana by coś kupić. W końcu ustąpiła i dwie rzeczy, które sobie wybrałam, wyceniła na 45PLN. Widząc moją nieusatysfakcjonowaną minę... od razu dodała, że do tego dorzuca trzy inne rzeczy. Stwierdziłam, że to całkiem niezła umowa i zgodziłam się.

Na kosmetyki nie narzekam. Dobrze się spisują. Jednak po użyciu mojej czerwonej szminki(trwałość do 12h) byłam przerażona, bo nie mogłam jej zmyć zwykłym mleczkiem dopiero koleżanka pożyczyła mi tonik do demakijażu oczu i się udało. No cóż powiedzieć, trzyma się lepiej niż tynk. Pani nie kłamała.

A propos innych szemranych inicjatyw...

przychodzi czas w życiu studenta, że musi coś uprać. Dowiedziawszy się, że jest pralka w akademiku ucieszyłam się niezmiernie. Zapytałam się gdzie dokładnie mam się udać, a oto wskazówki, które dostałam:

'W budynku obok, na 3 piętrze w pokoju 307 wykonują pranie. Kosztuje to 5PLN. Mają wszystkie środki do prania. Zapukaj i powiedz, że chcesz zrobić pranie.'

Trochę dziwna była dla mnie ta instrukcja - szczególnie jej końcówka, bo przecież to oczywiste, że chcę uprać, w końcu idę do pralni, ale no nic. Rozmowy nie-w-ojczystym języku często powodują pewne nieporozumienia.
To, co ujrzałam różniło się znacznie od moich wcześniejszych wyobrażeń... był to zwykły pokój. Szukałam gdzieś napisu 'pralnia', pomyślałam, że może pomyliłam miejsca. Zadzwoniłam do koleżanki. Zapewniła mnie, że to jest dobry pokój. Zapukałam. Otworzył chłopak, student. Zaraz pojawiło się dwóch innych. Zaprowadzili mnie do kuchni, gdzie trzymali pralkę. Okazało się, że nie jestem jedyna w kolejce. Usługa jednak była ograniczona - suszenie we własnym zakresie. W realiach tego akademika nie było to łatwe zadanie.

To dopiero PRANIE...  brudnych pieniędzy.

akademik, Constanta

Constanta

Constanta

akademik, Constanta

Constanta

Constanta


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz