Już od początku, z koleżanką z Francji, gdy tylko się poznałyśmy,
planowałyśmy wypad stopem. Może po Rumunii, może do Bułgarii. Padło na
Bułgarię. Varnę. Jednak wcześniej chciałyśmy zatrzymać się w Mangalii, a
potem w Vama Veche. Wszystkie trzy miasta położone są nad Morzem Czarnym.
Właściwie
nie przygotowałyśmy się do tego najlepiej. Sprawdziłyśmy tylko jak się
dostać do Mangalii autobusem, a potem chciałyśmy łapać stopa do Warny i
wrócić tego samego dnia tym samym sposobem. Plan był by wyruszyć rano.
W
noc poprzedzającą nasz wypad poszłam na imprezę do jednego z tych
fantastycznych klubów. Chciałam wesprzeć koleżankę, bo była w smutnym
nastroju i stwierdziłam, że może jej to poprawi humor(nota bene:
pomogło). Natomiast zapoznałam tam Niemca, który wyruszył ze znajomymi w
podróż po Rumunii stopem. Znajomi dzień wcześniej wrócili do kraju, a
on postanowił kontynuować przygodę. Wyglądał co najmniej dziwacznie w tym miejscu...
był w trampkach, rozciągniętej koszulce i bojówkach. Nic dziwnego skoro trzy godziny wcześniej przybył do Konstancy. Umówiliśmy się, że
następnego dnia(a właściwie tego samego) spotkamy się pod uniwersytetem i
razem pojedziemy. Wątpiłam co prawda w to, że się znajdziemy, bo miał
tylko niezbyt dokładny adres i orientacyjną godzinę. Miałam rację.
Zrobiłyśmy
z koleżanką szybko zakupy w pobliskim sklepie by nam starczyło jedzenia
na cały dzień i wsiadłyśmy w autobus. Oczywiście najpierw musiałyśmy
spytać czy ten autobus jedzie tam, gdzie chcemy. Kierowca nie zrozumiał.
Zapytałyśmy jakiejś młodej Pani. Okazało się, że jedzie mniej więcej w
tę samą stronę i że uczy języka angielskiego,
więc wszystko pięknie miałyśmy wytłumaczone. Powiedziała nam, że
pociągi są tańsze i że nie musimy brać autobusu. Od razu zwróciła
przyjazną uwagę mojej francuskiej koleżance, że powinna zamykać torbę,
bo stwarza... okazję. Miałyśmy z nią jechać, jednak okazało się, że pociąg
ma opóźnienie, więc musiałyśmy się rozdzielić. Pokazała nam gdzie nasz
autobus, zapytała o cenę by nas nie oszukano i mogłyśmy już jechać.
Dystans taki sam jak z mojego miasta do Warszawy, ale bilet kosztował
1PLN drożej.
Zanim wyjechaliśmy kierowca poczynił
wszelkie przygotowania. Umył starannie szybę gazetą i płynem do zmywania
naczyń. Szyba od wewnątrz, szyba na zewnątrz. Padało. Na
szczęście potem się rozpogodziło. Usiadłyśmy z koleżanką w pierwszych
siedzeniach tak by mieć widok na wszystko i podziwiać. Niestety nie mam zdjęć z tej wyprawy, bo gdy w autobusie
chciałam zrobić pierwsze zdjęcie - udało się, ale zaraz potem aparat
oświadczył, że jest już wyczerpany tą podróżą.
Jadłam
sobie biszkopty, gdy nagle kierowca machnął i powiedział, żebym go poczęstowała. Cóż za faux pas z mojej strony, że nie zapytałam go pierwsza... . W końcu zaczął
łamanym angielskim z nami konwersować. Była to rozmowa rumuńsko-angielsko-niemiecka + migi.
Okazało się, że jest z Turcji. Facet miał może ze 40 lat. Razem z nim
był młodszy, nastoletni chłopak, który zbierał pieniądze za bilety. Może
to był jego syn, może 'kolega'.
W każdym razie, kierowca
zaproponował nam, że podrzuci nas bliżej trasy tak byśmy mogły złapać
stopa.
Mój pierwszy stop w życiu to stop do Vama Veche(było to jakieś
8km od Mangalii i zaraz przy granicy z Bułgarią).
Vama Veche
Podobno ostatnia plaża hipisowska w Europie. Oto relacja ludzi, którzy
wybrali się tam stopem: http://www.system.autostopik.pl/?p=269
Miasteczko
z niesamowitym klimatem. Było nam dane rozmawiać
z paroma wyzwolonymi ludźmi. Umieli powiedzieć 'kocham cię' w naszych językach. Obawiałyśmy, że nie będą chcieli nas zostawić. Na szczęście wszystko było ok.
Spotkałyśmy w Vama Veche też bardzo życzliwych ludzi z Rumunii, którzy bardzo nam pomogli. Nie mówię, że poprzedni nie byli życzliwi, bo byli, tylko w inny sposób.
Napisałyśmy na dużej kartce "Varna". Długo nie mogłyśmy złapać stopa, więc gdy podjechał minibus, który zmierzał w kierunku naszego celu, byłyśmy już tak zrezygnowane, że postanowiłyśmy obrać ten środek transportu. Kierowca autobusu krzyknął 30Euro, więc wróciłyśmy to naszego poprzedniego planu. Zmieniłyśmy, więc na 'Bulgaria'(granica do Bułgarii
była oddalona zaledwie o 5km). I zatrzymali się. Serban i Ana. Para z
Bukaresztu. Okazało się, że jadą pod Warnę. W przemiłej atmosferze dotarłyśmy do miasta. Nie chciałyśmy wracać stopem po nocy, więc Serban i Ana pomagali nam w poszukiwaniach jakiegoś transportu. NA SZCZĘŚCIE okazało się, że nie ma żadnego autobusu. Para młodych ludzi w wieku ok. 30 lat otoczyła nas opieką. Podczas tego weekendu
wyglądało to tak jakbyśmy zrobiły sobie wypad z przyjaciółmi - wspólne spędzanie czasu, jedzenie posiłków, wypady, rozmowy i ogólnie pojęta zabawa. Trafiłyśmy najlepiej jak mogłyśmy. Oni są tam co roku, więc miałyśmy przewodników. Mimo, że kompletnie nie było im po drodze zaproponowali nam, że z powrotem podrzucą nas do Konstancy. Poprosili nas tylko byśmy zapłaciły po 30RON. Był to dla nas bardzo korzystny układ.
Jeśli
chodzi o Bułgarię to od razu zauważyłam różnicę. Warna w porównaniu z Konstancą wypada o niebo lepiej. Bardziej zielono,
bardziej czysto. Plaża ładniejsza. Europejski kurort. Byłyśmy w Złotych Piaskach. Spotkałam
tam Polaków. Napadłam na nich jak kłusownik. Oni w ogóle nie zaskoczeni, że widzą rodaka spokojnie wyjaśnili, że 90% plaży to Polacy. Potem już byłam bardziej opanowana, gdy spotykałam Swoich. Serban opowiedział
nam wiele ciekawostek o Bukareszcie i nie tylko. Poznałyśmy jego
bułgarskich przyjaciół. Okazało się, że bułgarski jest bliski do
polskiego... . Wydawało mi się, że Pani z pensjonatu mówiła do mnie po polsku. Po czym
jak zapytałam o to czy umie polski powiedziała, że nie, ale bułgarski jest podobny. Czasem miksuje go jeszcze z rosyjskim i jakoś jej się udaje ze mną porozumieć.
Np. jajca to jajka po bułgarsku czy jakoś tak.
Zdjęcia Vama Veche nad ranem zrobione przez mojego kolegę:
Blog jest w pełni subiektywną relacją z jednej, z przygód mojego życia pt. "Erasmus w Rumunii".
Co do formy:
nie jestem zdecydowana, raczej wolę łączenie stylów, więc może być całkiem niezły misz-masz, od dziennika po poradnik.
nie jestem zdecydowana, raczej wolę łączenie stylów, więc może być całkiem niezły misz-masz, od dziennika po poradnik.
piątek, 20 września 2013
środa, 18 września 2013
DRUGIE WRAŻENIE II
Taksówki
Rzeczywiście są tu tanie. Mniej więcej dwa razy tańsze niż w Polsce. Jednak trzeba uważać. Niestety jeśli kierowca zauważy, że jesteś obcokrajowcem może próbować Cię oszukać(tak samo jest w Warszawie, wiele razy goście w hotelu, w którym pracowałam podawali kosmiczne ceny, jakie zapłacili by dostać się na miejsce). Trzeba patrzeć na taksometr czy jest skasowany poprzedni przejazd. Jak coś nie jest jasne to mówić i pytać. W razie gdy kierowca wciąż będzie coś kręcił i będziemy widzieli, że nie jest z nami szczery, najlepiej nie wsiadać do takiej taksówki. Jeśli chodzi o jazdę taksówkarzy to często jeżdżą jak szaleni. Nie trzymają się jednego pasa. Zatrzymują się gdzie chcą. Czasem boję się o własne życie. Jednak spotkałam też bardzo pomocnych. Szczególnie jak pomagałam mojej polskiej koleżance w przeprowadzce. Poza tym często taksówkarze nie wiedzą gdzie mają jechać. Być może jest to przyczyną, że ulice są tutaj bardzo długie(wyobrażacie sobie jaka musi być tu skomplikowana numeracja domów i mieszkań?!). Praktycznie niekończące się nitki asfaltu. Takich Puławskich jak Warszawie mają tutaj bardzo dużo.
Zapytałam mojego rumuńskiego kolegę o dwie rzeczy. Jaka nazwa ulicy jest najbardziej popularna w Rumunii oraz o najpopularniejsze imię. Oto odpowiedzi: 'Bucuresti strada' oraz 'Ion'. Najczęściej spotykane nazwisko to Popescu.
Może wzięło się to od tego Pana:
Ion Popescu - ur. 16 kwietnia 1964 ukraiński filolog, działacz społeczny i polityk rumuńskiego pochodzenia, przewodniczący Rumuńskiej Wspólnoty Ukrainy.
A może raczej od tego:
Ion Popescu-Gopo ur.1 maja 1923 – 28 listopada 1989r.) rumuński grafik, tworzył animacje, pisarz, reżyser i aktor, urodzony w Bukareszcie. Był czołową postacią w rumuńskiej kinematografi i fundatorem Modern Romanian Cartoon School. Był wraz z Liviu Ciulei i Mirel Iliesiu jednym z kilku rumuńskich artystów filmowych, którzy zdobyli statuetkę w Cannes w XX wieku.
Powracając, na drogach panuje rzeczywiście chaos i czasem dzieją się rzeczy nie do uwierzenia. Nie widziałam za bardzo, żeby policja jakoś specjalnie pilnowała i zatrzymywała. Natomiast chyba się już do tego przyzwyczaiłam. Fajne jest to, że główniejsze drogi są bardzo szerokie(mają 3 pasy) i często są jednokierunkowe.
Mieszkania
Nie jest drogą sprawą wynająć mieszkanie w Rumunii. Nie wiem jak w stolicy, ale tutaj w nadmorskim mieście można znaleźć mieszkanie (80m2) za 100Euro z rachunkami/osoba. Moja polska koleżanka znalazła urocze mieszkanie właśnie o takiej powierzchni i o takiej cenie. Blisko centrum, blisko uczelni. Piękne to mieszkanie - przestrzenie, wykończenia z ciemnego drewna, barek ze specjalnym uchwytem by powiesić kieliszki, ładna łazienka z wanną, lodówka, kuchnia i pralka w pakiecie.
Akademik
Hm... cóż by tu powiedzieć... nie jest drogi. Kosztuje 250PLN za miesiąc. Jest czteropiętrowy. Są trzy kuchnie. Nie ma pralki, ale w każdym pokoju jest łazienka. Internet tylko dla tych, którzy mają kabel(załatwiłam sobie od kolegi, który opiekuje się Erasmusami). Teraz jest lepiej, bo moi koledzy z pokoju obok zrobili Wi-Fi. Nie wiem jak można to zrobić.(Darek, musisz mi wytłumaczyć.???). W pokoju jesteśmy we trzy(łóżek jest cztery, ale nie wyobrażam sobie tutaj czwartej osoby). Łazienka nie była zbyt zachęcająca, ale kupiłyśmy środki czystości i doprowadziłyśmy ją do ładu, jak i pokój. Nasz 'apartament' wypełnia francusko-polsko-turecka atmosfera. Całkiem niespotykane połączenie, ale w rzeczywistości jest ono perfekcyjne. Naprawdę dobrze się zgrywamy. W koszt akademika wchodzi chodzące białko, czyli karaluchy(po hiszpańsku 'kukaracza', a po rumuńsku 'gyndak'). Też się można przyzwyczaić. Karaluchy w pokoju, na korytarzu, w kuchni jak i w pobliskiej uniwersyteckiej stołówce. :)
Rozmieszczenie miasta
Jest to dziwne rozmieszczenie, bynajmniej dla Polaka, który jest przyzwyczajony, że w centrum jest jakiś ryneczek, a drogi są raczej prostopadłe i równoległe. Tutaj tak nie ma. Właściwie nie ma wyraźnie zaznaczonego centrum. Stara, zabytkowa część miasta jest oddalona od centrum. Teraz jest w renowacji.
Mnóstwo kurzu, niezabezpieczonych dostatecznie miejsc. Myślę, że osoby, które zajmują się kontrolą bezpieczeństwa w miastach miałyby tu pełne ręce roboty. Tak samo jak i sanepid w pewnych miejscach. Natomiast architektura zachwyca mnie bardzo. Większość budynków jest zniszczonych, ale mają niesamowity urok i klimat. Ich kształt, wykończenia. Naprawdę cudo. Może zdążę jeszcze ująć to piękno.
Co więcej, wszystkie bloki, w których byłam - stare, szare bloki mają elektroniczne klucze(co prawda nie nowoczesne elektroniczne domofony wraz z kodami, ale elektronika tutaj zagościła). Jest to trochę zdumiewające, bo w Warszawie w starym komunistycznym budownictwie często brak takich rozwiązań. Zmienia się to powoli, ale tam gdzie mieszkałam brak było kodu czy elektronicznego klucza.
Ludzie
Chcę obalić kolejny stereotyp - kolor skóry większości Rumunów nie różni się od naszego. Mniejszość romska rzeczywiście ma ciemny kolor, ale nie należy ich mylić z narodem rumuńskim.
Rumuni to przyjaźni ludzie, z którymi można pogadać po angielsku i dowiedzieć wielu cennych informacji. Gdy usłyszą, że 'coś niecoś' umiesz po rumuńsku możesz zostać otoczona/y naprawdę życzliwą opieką. To pomaga.
źródło:
wikipedia.pl
Rzeczywiście są tu tanie. Mniej więcej dwa razy tańsze niż w Polsce. Jednak trzeba uważać. Niestety jeśli kierowca zauważy, że jesteś obcokrajowcem może próbować Cię oszukać(tak samo jest w Warszawie, wiele razy goście w hotelu, w którym pracowałam podawali kosmiczne ceny, jakie zapłacili by dostać się na miejsce). Trzeba patrzeć na taksometr czy jest skasowany poprzedni przejazd. Jak coś nie jest jasne to mówić i pytać. W razie gdy kierowca wciąż będzie coś kręcił i będziemy widzieli, że nie jest z nami szczery, najlepiej nie wsiadać do takiej taksówki. Jeśli chodzi o jazdę taksówkarzy to często jeżdżą jak szaleni. Nie trzymają się jednego pasa. Zatrzymują się gdzie chcą. Czasem boję się o własne życie. Jednak spotkałam też bardzo pomocnych. Szczególnie jak pomagałam mojej polskiej koleżance w przeprowadzce. Poza tym często taksówkarze nie wiedzą gdzie mają jechać. Być może jest to przyczyną, że ulice są tutaj bardzo długie(wyobrażacie sobie jaka musi być tu skomplikowana numeracja domów i mieszkań?!). Praktycznie niekończące się nitki asfaltu. Takich Puławskich jak Warszawie mają tutaj bardzo dużo.
Zapytałam mojego rumuńskiego kolegę o dwie rzeczy. Jaka nazwa ulicy jest najbardziej popularna w Rumunii oraz o najpopularniejsze imię. Oto odpowiedzi: 'Bucuresti strada' oraz 'Ion'. Najczęściej spotykane nazwisko to Popescu.
Może wzięło się to od tego Pana:
Ion Popescu - ur. 16 kwietnia 1964 ukraiński filolog, działacz społeczny i polityk rumuńskiego pochodzenia, przewodniczący Rumuńskiej Wspólnoty Ukrainy.
A może raczej od tego:
Ion Popescu-Gopo ur.1 maja 1923 – 28 listopada 1989r.) rumuński grafik, tworzył animacje, pisarz, reżyser i aktor, urodzony w Bukareszcie. Był czołową postacią w rumuńskiej kinematografi i fundatorem Modern Romanian Cartoon School. Był wraz z Liviu Ciulei i Mirel Iliesiu jednym z kilku rumuńskich artystów filmowych, którzy zdobyli statuetkę w Cannes w XX wieku.
Powracając, na drogach panuje rzeczywiście chaos i czasem dzieją się rzeczy nie do uwierzenia. Nie widziałam za bardzo, żeby policja jakoś specjalnie pilnowała i zatrzymywała. Natomiast chyba się już do tego przyzwyczaiłam. Fajne jest to, że główniejsze drogi są bardzo szerokie(mają 3 pasy) i często są jednokierunkowe.
Mieszkania
Nie jest drogą sprawą wynająć mieszkanie w Rumunii. Nie wiem jak w stolicy, ale tutaj w nadmorskim mieście można znaleźć mieszkanie (80m2) za 100Euro z rachunkami/osoba. Moja polska koleżanka znalazła urocze mieszkanie właśnie o takiej powierzchni i o takiej cenie. Blisko centrum, blisko uczelni. Piękne to mieszkanie - przestrzenie, wykończenia z ciemnego drewna, barek ze specjalnym uchwytem by powiesić kieliszki, ładna łazienka z wanną, lodówka, kuchnia i pralka w pakiecie.
Akademik
Hm... cóż by tu powiedzieć... nie jest drogi. Kosztuje 250PLN za miesiąc. Jest czteropiętrowy. Są trzy kuchnie. Nie ma pralki, ale w każdym pokoju jest łazienka. Internet tylko dla tych, którzy mają kabel(załatwiłam sobie od kolegi, który opiekuje się Erasmusami). Teraz jest lepiej, bo moi koledzy z pokoju obok zrobili Wi-Fi. Nie wiem jak można to zrobić.(Darek, musisz mi wytłumaczyć.???). W pokoju jesteśmy we trzy(łóżek jest cztery, ale nie wyobrażam sobie tutaj czwartej osoby). Łazienka nie była zbyt zachęcająca, ale kupiłyśmy środki czystości i doprowadziłyśmy ją do ładu, jak i pokój. Nasz 'apartament' wypełnia francusko-polsko-turecka atmosfera. Całkiem niespotykane połączenie, ale w rzeczywistości jest ono perfekcyjne. Naprawdę dobrze się zgrywamy. W koszt akademika wchodzi chodzące białko, czyli karaluchy(po hiszpańsku 'kukaracza', a po rumuńsku 'gyndak'). Też się można przyzwyczaić. Karaluchy w pokoju, na korytarzu, w kuchni jak i w pobliskiej uniwersyteckiej stołówce. :)
Rozmieszczenie miasta
Jest to dziwne rozmieszczenie, bynajmniej dla Polaka, który jest przyzwyczajony, że w centrum jest jakiś ryneczek, a drogi są raczej prostopadłe i równoległe. Tutaj tak nie ma. Właściwie nie ma wyraźnie zaznaczonego centrum. Stara, zabytkowa część miasta jest oddalona od centrum. Teraz jest w renowacji.
Mnóstwo kurzu, niezabezpieczonych dostatecznie miejsc. Myślę, że osoby, które zajmują się kontrolą bezpieczeństwa w miastach miałyby tu pełne ręce roboty. Tak samo jak i sanepid w pewnych miejscach. Natomiast architektura zachwyca mnie bardzo. Większość budynków jest zniszczonych, ale mają niesamowity urok i klimat. Ich kształt, wykończenia. Naprawdę cudo. Może zdążę jeszcze ująć to piękno.
Co więcej, wszystkie bloki, w których byłam - stare, szare bloki mają elektroniczne klucze(co prawda nie nowoczesne elektroniczne domofony wraz z kodami, ale elektronika tutaj zagościła). Jest to trochę zdumiewające, bo w Warszawie w starym komunistycznym budownictwie często brak takich rozwiązań. Zmienia się to powoli, ale tam gdzie mieszkałam brak było kodu czy elektronicznego klucza.
Ludzie
Chcę obalić kolejny stereotyp - kolor skóry większości Rumunów nie różni się od naszego. Mniejszość romska rzeczywiście ma ciemny kolor, ale nie należy ich mylić z narodem rumuńskim.
Rumuni to przyjaźni ludzie, z którymi można pogadać po angielsku i dowiedzieć wielu cennych informacji. Gdy usłyszą, że 'coś niecoś' umiesz po rumuńsku możesz zostać otoczona/y naprawdę życzliwą opieką. To pomaga.
źródło:
wikipedia.pl
Tak właśnie sobie gotujemy... . (niestety zazwyczaj nie jem razem ze wszystkimi, ale o tym w kolejnych postach) |
Zdjęcie pt. "w drodze do Bułgarii". |
Przydrożna restauracja. |
Małe zoo przy przydrożnej restauracji toaleta w przydrożnej restauracji |
Pies - przyjaciel człowieka ?
Dzisiaj podczas 10 minutowej podróży MaxiTaxi na kurs języka rumuńskiego (Ovidius University) naliczyłam 12 bezdomnych psów.
Psy to ogromny problem tutaj. W samym Bukareszcie bezpańskich psów jest 60-65 tys. Po ostatnim tragicznym incydencie, gdy psy rozszarpały w parku czteroletniego chłopca na ulice stolicy wyszło 300 osób apelując do władz o rozwiązanie problemu bezpańskich psów.
Źródło i więcej info:
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/parlament-przyjal-ustawe-o-usypianiu-bezpanskich-psow/nqp7v
http://wyborcza.pl/1,91446,14568349,Rumunia__Manifestacja_w_Bukareszcie_przeciwko_bezpanskim.html
Psy to ogromny problem tutaj. W samym Bukareszcie bezpańskich psów jest 60-65 tys. Po ostatnim tragicznym incydencie, gdy psy rozszarpały w parku czteroletniego chłopca na ulice stolicy wyszło 300 osób apelując do władz o rozwiązanie problemu bezpańskich psów.
W związku z tym, rumuński parlament uchwalił we wtorek ustawę zezwalającą na
usypianie bezpańskich psów. Prawo wejdzie w życie w ciągu 2 tygodni(24 września). Oczywiście spotkało się to z krytyką ze strony obrońców
praw zwierząt. Rumuni w Bukareszcie świętują.
Źródło i więcej info:
http://wiadomosci.onet.pl/swiat/parlament-przyjal-ustawe-o-usypianiu-bezpanskich-psow/nqp7v
http://wyborcza.pl/1,91446,14568349,Rumunia__Manifestacja_w_Bukareszcie_przeciwko_bezpanskim.html
wtorek, 17 września 2013
poniedziałek, 16 września 2013
Constanța w skrócie
"Największy port handlowy Rumunii, leżący nad Morzem Czarnym, a także stolica okręgu administracyjnego Konstanca. Powierzchnia: 124,89 km², populacja: 302,2 tys. mieszkańców (2009).
Port handlowy połączony kanałem z Dunajem, jest głównym portem tranzytowym dla krajów naddunajskich. Konstanca jest również znanym ośrodkiem turystycznym ze słynnym kąpieliskiem morskim Mamaja z piaszczystą plażą o długości ok. 8 km.
W pierwszej połowie VI w. p.n.e. w miejscu dzisiejszej Konstancy powstała osada Tomis, założona przez kolonistów greckich. W IV w. n.e. powstała dzielnica Constantiana, na cześć siostry cesarza św. Konstantyna Wielkiego, od której w czasach bizantyjskich wzięło miano całe miasto. Tomis w II w. n.e. było największym ośrodkiem na zachodnim wybrzeżu Morza Czarnego. Ze względu na częste ataki, w latach 270–333 wzniesiono nowe obwarowania obronne. W XIV w. ośrodek został zajęty przez Turków, przez co stracił na znaczeniu. W XIX w. Sułtan zlecił budowę portu, który cieszył się rosnącym rozwojem i znaczeniem. W 1878 r. miasto przypadło, wraz z całą północną Dobrudżą Rumunii. Zaczął się rozwijać przemysł i handel morski.
Miasto obecnie jest jednym z najważniejszych ośrodków przemysłowo-handlowych oraz turystycznych w Rumunii.
W mieście tym siedzibę ma rumuński klub piłkarski Farul Konstanca. Największy sukces zespołu to 4. miejsce w pierwszej lidze. Obecnie klub gra w drugiej lidze rumuńskiej, a rozgrywa swoje mecze na stadionie Farul, którego pojemność wynosi 15 500 widzów."
źródło:
wikipedia.pl
zdjęcie 1: http://www.plusmedstudents.com/public/gallery/photo-04-04-09-06-37-59.jpg
zdjęcie 2: http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/1/14/Constan%C5%A3a_-_Cazino2.jpg
Port handlowy połączony kanałem z Dunajem, jest głównym portem tranzytowym dla krajów naddunajskich. Konstanca jest również znanym ośrodkiem turystycznym ze słynnym kąpieliskiem morskim Mamaja z piaszczystą plażą o długości ok. 8 km.
W pierwszej połowie VI w. p.n.e. w miejscu dzisiejszej Konstancy powstała osada Tomis, założona przez kolonistów greckich. W IV w. n.e. powstała dzielnica Constantiana, na cześć siostry cesarza św. Konstantyna Wielkiego, od której w czasach bizantyjskich wzięło miano całe miasto. Tomis w II w. n.e. było największym ośrodkiem na zachodnim wybrzeżu Morza Czarnego. Ze względu na częste ataki, w latach 270–333 wzniesiono nowe obwarowania obronne. W XIV w. ośrodek został zajęty przez Turków, przez co stracił na znaczeniu. W XIX w. Sułtan zlecił budowę portu, który cieszył się rosnącym rozwojem i znaczeniem. W 1878 r. miasto przypadło, wraz z całą północną Dobrudżą Rumunii. Zaczął się rozwijać przemysł i handel morski.
Miasto obecnie jest jednym z najważniejszych ośrodków przemysłowo-handlowych oraz turystycznych w Rumunii.
W mieście tym siedzibę ma rumuński klub piłkarski Farul Konstanca. Największy sukces zespołu to 4. miejsce w pierwszej lidze. Obecnie klub gra w drugiej lidze rumuńskiej, a rozgrywa swoje mecze na stadionie Farul, którego pojemność wynosi 15 500 widzów."
Stare Kasyno |
źródło:
wikipedia.pl
zdjęcie 1: http://www.plusmedstudents.com/public/gallery/photo-04-04-09-06-37-59.jpg
zdjęcie 2: http://upload.wikimedia.org/wikipedia/commons/1/14/Constan%C5%A3a_-_Cazino2.jpg
Narodowościowy kocioł
Również i tutaj funkcjonują stereotypy. Już się śmieli z Polaków, że się u nas pije wódkę na śniadanie oraz z naszego trudnego języka. To była gra - dawaliśmy sobie różne trudne słowa do powiedzenia w naszych rodzimych językach. Wyszło, że polski jest najtrudniejszy. Z niemieckiego też się już śmieli, naśladując rozkazujący ton Gestapowców oraz z ich uporządkowania. "Alles ist Ordnung. Ordnung muss sein." Na szczęście faceci z Niemiec mają dystans. Z Hiszpanów śmieli się z ich siesty, a z Francji, że są tacy "ą" i "ę". Jedynie z Turcji nikt się nie śmiał.
Zgrywamy się całkiem dobrze. Staramy się trzymać razem, ale nie ma problemu, żeby znaleźć czas tylko dla siebie.
Jeśli chodzi o podstawowe różnice, które zauważyłam to pory jedzenia. Ja, jak i moich dwóch kolegów - Niemców nie jesteśmy przyzwyczajeni do jedzenia ostatniego posiłku o 21/22 czy 23. Owszem zdarza się, że i w Polsce jem o tej porze, ale to wtedy nie jest normalny posiłek, tylko 'wyżerka nocna'. Niemcy jakoś tam się dostosowali ja z kolei, ze względu m.in. na dietę, jem o własnych porach. Nota bene, widzę trochę podobieństwa Polaków i Niemców. Oczywiście nie chodzi mi tylko o pory jedzenia. Sposób myślenia, temperament i kultura są nam bliższe niż na przykład porównując Polskę i Hiszpanię.
Mój kolega z Hiszpanii zaprzeczył, iż jego kraj jest 'katolicki'. Stwierdził, że jest to raczej powszechny pogląd. Oczywiście pytali o Polskę jak to jest... ? Czy wszyscy są Katolikami? Odpowiedziałam, że oczywiście, że nie oraz że statystyka to jedno, a praktyka drugie. Kontynuując moją wypowiedź: jednak jeśli się pójdzie do polskiego kościoła szczególnie w niedzielę można zobaczyć mnóstwo ludzi, co nie jest powszechne na Zachodzie. Tak mówili.
Pierwsze dni mojego pobytu w Konstancy były dla mnie szokiem termicznym. Było mi strasznie gorąco, czemu dziwiła się cała reszta, bo im było zimno. Nie wiem być może było mi gorąco z powodu choroby, a być może z powodu nieprzyzwyczajenia do wyższych temperatur.
Oczywiście, kiedy kupiłam sobie tanie, słodkie wino, każdy Francuz musiał spróbować i wszyscy zgodnie orzekli, że jest ohydne i dziwili się, że mi smakuje. W końcu stwierdzili, że w Polsce ludzie nie znają się na dobrych winach, bo ich nie produkujemy, tak jak we Francji. Powiedziałam, że to ja się nie znam i że lubię po prostu słodkie rzeczy, ale chyba nie zmienili zdania. Także Polacy przepraszam!:)
Jeśli chodzi o poczucie humoru to nie różnimy się bardzo.
Jeśli chodzi o poziom angielskiego to kolega Francuz wyraził podziw i stwierdził, że Niemcy i Polacy najlepiej mówią po angielsku. Te wnioski są wyciągnięte tylko na podstawie naszej grupy.
Nie wiem czy to Erasmusowa przypadłość, czy to wpływ kraju albo może innych narodów, ale nikt tutaj się nie spieszy. Zajęcia zaczynamy o 9, ale zanim się zbierzemy(ok.8.15 włączają ciepłą wodę), zjemy śniadanie w pobliskiej kantynie to docieramy na zajęcia ok.9.40 i nikt się nie dziwi. Nikt nie ma pretensji. Kurs rumuńskiego mamy do 13, potem 2h przerwy i znowu 15-18 kurs bądź jakieś zwiedzanie z naszymi wykładowcami. Tak naprawdę nie ma tak dużo czasu, żeby zająć się własnymi sprawami, ale staram się. Jak widać.
Wydaję mi się, że dla wszystkich innych oprócz mnie jest tu tanio. Bardzo często chodzą do restauracji. Ciągle coś kupują i konsumują. Ja muszę się trochę ograniczać z budżetem. Nie mogę za bardzo jadać w restauracjach, bo jestem na diecie, więc to mnie trochę ratuje, ale sama muszę sobie kupować produkty i przyrządzać. A dobrze wiemy, że zdrowa żywność bywa droga.
Jakieś dwa tygodnie temu moi zagraniczni znajomi powiedzieli, że nie chcą już tak chodzić po restauracjach, więc zaczęli gotować, więc teraz chodzą po restauracjach i gotują. Ja też miałam swoje pięć minut. Ugotowałam polski obiad na 15 osób z dwóch dań(ogórkowa i kotlet schabowy z ziemniakami + mizeria). Razem z przygotowaniem zajęło mi to 3h... . O 23 wszyscy mogli zasiąść do stołu. Naprawdę jestem przekonana, że wszystkim smakowało i nie były to tylko grzecznościowe gesty i słowa. Zresztą przepisy miałam od mamy, a nad wszystkim na pewno czuwała babcia.
Turcja: jestem zaciekawiona wszystkim. Mam tutaj dwie dziewczyny z zupełnie innych części kraju. Jedną ze wschodu, drugą z zachodu. Oczywiście ta ze wschodu na pierwszy rzut oka niczym się nie różni od innych dziewczyn z Europy. Myślenie również ma podobne... oczywiście nie we wszystkich kwestiach. Natomiast druga, jest ubrana tak jak religia nakazuje. Nie pije alkoholu, nie chodzi na imprezy etc. Nie za bardzo mówi po angielsku, ale jest przyjazna, życzliwa i miła. Ta, która jest ze mną w pokoju to ta bardziej europejska. Dużo mi opowiadała o swoim kraju. O tym, że jest podzielony. Że Turcy z Zachodu - Kurdowie nie myślą o Turcji jako o całości. Tylko zachodnia część Turcji to jest ich kraj a wschód to drugi kraj. Mówiła mi o tym, że wciąż Turcy walczą przeciwko sobie. Opowiadała mi o swoim rytualnym myciu się. Powiedziała mi wszystko po kolei jak to się robi. Ponadto, pokazała mi 'nitkowanie', czy jak to się tam nazywa - "ichny" sposób depilacji. Podobno jest o wiele lepszy dla skóry i skuteczniejszy za razem. I wiele, wiele innych rzeczy... .
I oczywiście turecka współlokatorka powiedziała mi, że to jedzenie tureckie, które mamy serwowane w Polsce nie smakuje wcale tak jak powinno. Ona jak jest za granicą to nie je jedzenia tureckiego, bo wg niej jest obrzydliwe.
Turcy są bardzo życzliwi i bardzo otwarcie nastawieni do innych. Jej rodzice po paru grzecznościowych gestach wymienionych na skypie nazwali mnie ich córką. Do tego stopnia się zaangażowali, że jej mama przysłała mi czapkę i szalik zrobione przez nią samą. Są piękne!
Jeszcze z ciekawostek. Kolega obok z pokoju wziął ze sobą klarnet i regularnie ćwiczy. Gra całkiem nieźle. Miło posłuchać. Natomiast drugi kolega, właśnie wygrał 4 tysiące euro w swoim mieście, ponieważ napisał powieść. Naprawdę chciałabym ją przeczytać, ale jest po hiszpańsku... . Może coś wymyślę. :)
Jutro wyjeżdżam z Constanty by pozwiedzać Rumunię, gdyż mam 10 dni do rozpoczęcia roku akademickiego. Zaczynam od Bukaresztu, a potem zobaczymy! Ahoj przygodo!
W Suceavie będę trochę w innym kotle. Zobaczymy.
P.S. Byłam drugi raz w szpitalu. Tym razem, u specjalisty gastrologa. Moja polska koleżanka znalazła tego profesora. Pomogła mi bardzo. Przyjął mnie mimo, że nie byłam zarejestrowana, ani zapisana... . Zrobił mi USG i powiedział, że mam coś na kształt kamieni w woreczku żołciowym, ale to nie są jeszcze kamienie tylko jakieś skoncentrowane formy czegoś tam. Wystarczy dieta i leki, i wszystko wróci do normy. Mija 2 tygodnie odkąd byłam i wciąż nie jest najlepiej. W każdym razie nie powiedział skąd się to wzięło.
Całuję, M.
Rejst po Dunaju, ale to wciąż nie to. Planuję wypożyczyć łódkę ze znajomymi i zrobić prawdziwe odkrywanie. |
Tulcea |
Dodaj napis |
Enisala |
Histria |
urządzenie do suszenia rąk w toalecie |
Dunaj |
Dżentelmen w kapeluszu Enisala |
Subskrybuj:
Posty (Atom)