Również i tutaj funkcjonują stereotypy. Już się śmieli z Polaków, że się u nas pije wódkę na śniadanie oraz z naszego trudnego języka. To była gra - dawaliśmy sobie różne trudne słowa do powiedzenia w naszych rodzimych językach. Wyszło, że polski jest najtrudniejszy. Z niemieckiego też się już śmieli, naśladując rozkazujący ton Gestapowców oraz z ich uporządkowania. "Alles ist Ordnung. Ordnung muss sein." Na szczęście faceci z Niemiec mają dystans. Z Hiszpanów śmieli się z ich siesty, a z Francji, że są tacy "ą" i "ę". Jedynie z Turcji nikt się nie śmiał.
Zgrywamy się całkiem dobrze. Staramy się trzymać razem, ale nie ma problemu, żeby znaleźć czas tylko dla siebie.
Jeśli chodzi o podstawowe różnice, które zauważyłam to pory jedzenia. Ja, jak i moich dwóch kolegów - Niemców nie jesteśmy przyzwyczajeni do jedzenia ostatniego posiłku o 21/22 czy 23. Owszem zdarza się, że i w Polsce jem o tej porze, ale to wtedy nie jest normalny posiłek, tylko 'wyżerka nocna'. Niemcy jakoś tam się dostosowali ja z kolei, ze względu m.in. na dietę, jem o własnych porach. Nota bene, widzę trochę podobieństwa Polaków i Niemców. Oczywiście nie chodzi mi tylko o pory jedzenia. Sposób myślenia, temperament i kultura są nam bliższe niż na przykład porównując Polskę i Hiszpanię.
Mój kolega z Hiszpanii zaprzeczył, iż jego kraj jest 'katolicki'. Stwierdził, że jest to raczej powszechny pogląd. Oczywiście pytali o Polskę jak to jest... ? Czy wszyscy są Katolikami? Odpowiedziałam, że oczywiście, że nie oraz że statystyka to jedno, a praktyka drugie. Kontynuując moją wypowiedź: jednak jeśli się pójdzie do polskiego kościoła szczególnie w niedzielę można zobaczyć mnóstwo ludzi, co nie jest powszechne na Zachodzie. Tak mówili.
Pierwsze dni mojego pobytu w Konstancy były dla mnie szokiem termicznym. Było mi strasznie gorąco, czemu dziwiła się cała reszta, bo im było zimno. Nie wiem być może było mi gorąco z powodu choroby, a być może z powodu nieprzyzwyczajenia do wyższych temperatur.
Oczywiście, kiedy kupiłam sobie tanie, słodkie wino, każdy Francuz musiał spróbować i wszyscy zgodnie orzekli, że jest ohydne i dziwili się, że mi smakuje. W końcu stwierdzili, że w Polsce ludzie nie znają się na dobrych winach, bo ich nie produkujemy, tak jak we Francji. Powiedziałam, że to ja się nie znam i że lubię po prostu słodkie rzeczy, ale chyba nie zmienili zdania. Także Polacy przepraszam!:)
Jeśli chodzi o poczucie humoru to nie różnimy się bardzo.
Jeśli chodzi o poziom angielskiego to kolega Francuz wyraził podziw i stwierdził, że Niemcy i Polacy najlepiej mówią po angielsku. Te wnioski są wyciągnięte tylko na podstawie naszej grupy.
Nie wiem czy to Erasmusowa przypadłość, czy to wpływ kraju albo może innych narodów, ale nikt tutaj się nie spieszy. Zajęcia zaczynamy o 9, ale zanim się zbierzemy(ok.8.15 włączają ciepłą wodę), zjemy śniadanie w pobliskiej kantynie to docieramy na zajęcia ok.9.40 i nikt się nie dziwi. Nikt nie ma pretensji. Kurs rumuńskiego mamy do 13, potem 2h przerwy i znowu 15-18 kurs bądź jakieś zwiedzanie z naszymi wykładowcami. Tak naprawdę nie ma tak dużo czasu, żeby zająć się własnymi sprawami, ale staram się. Jak widać.
Wydaję mi się, że dla wszystkich innych oprócz mnie jest tu tanio. Bardzo często chodzą do restauracji. Ciągle coś kupują i konsumują. Ja muszę się trochę ograniczać z budżetem. Nie mogę za bardzo jadać w restauracjach, bo jestem na diecie, więc to mnie trochę ratuje, ale sama muszę sobie kupować produkty i przyrządzać. A dobrze wiemy, że zdrowa żywność bywa droga.
Jakieś dwa tygodnie temu moi zagraniczni znajomi powiedzieli, że nie chcą już tak chodzić po restauracjach, więc zaczęli gotować, więc teraz chodzą po restauracjach i gotują. Ja też miałam swoje pięć minut. Ugotowałam polski obiad na 15 osób z dwóch dań(ogórkowa i kotlet schabowy z ziemniakami + mizeria). Razem z przygotowaniem zajęło mi to 3h... . O 23 wszyscy mogli zasiąść do stołu. Naprawdę jestem przekonana, że wszystkim smakowało i nie były to tylko grzecznościowe gesty i słowa. Zresztą przepisy miałam od mamy, a nad wszystkim na pewno czuwała babcia.
Turcja: jestem zaciekawiona wszystkim. Mam tutaj dwie dziewczyny z zupełnie innych części kraju. Jedną ze wschodu, drugą z zachodu. Oczywiście ta ze wschodu na pierwszy rzut oka niczym się nie różni od innych dziewczyn z Europy. Myślenie również ma podobne... oczywiście nie we wszystkich kwestiach. Natomiast druga, jest ubrana tak jak religia nakazuje. Nie pije alkoholu, nie chodzi na imprezy etc. Nie za bardzo mówi po angielsku, ale jest przyjazna, życzliwa i miła. Ta, która jest ze mną w pokoju to ta bardziej europejska. Dużo mi opowiadała o swoim kraju. O tym, że jest podzielony. Że Turcy z Zachodu - Kurdowie nie myślą o Turcji jako o całości. Tylko zachodnia część Turcji to jest ich kraj a wschód to drugi kraj. Mówiła mi o tym, że wciąż Turcy walczą przeciwko sobie. Opowiadała mi o swoim rytualnym myciu się. Powiedziała mi wszystko po kolei jak to się robi. Ponadto, pokazała mi 'nitkowanie', czy jak to się tam nazywa - "ichny" sposób depilacji. Podobno jest o wiele lepszy dla skóry i skuteczniejszy za razem. I wiele, wiele innych rzeczy... .
I oczywiście turecka współlokatorka powiedziała mi, że to jedzenie tureckie, które mamy serwowane w Polsce nie smakuje wcale tak jak powinno. Ona jak jest za granicą to nie je jedzenia tureckiego, bo wg niej jest obrzydliwe.
Turcy są bardzo życzliwi i bardzo otwarcie nastawieni do innych. Jej rodzice po paru grzecznościowych gestach wymienionych na skypie nazwali mnie ich córką. Do tego stopnia się zaangażowali, że jej mama przysłała mi czapkę i szalik zrobione przez nią samą. Są piękne!
Jeszcze z ciekawostek. Kolega obok z pokoju wziął ze sobą klarnet i regularnie ćwiczy. Gra całkiem nieźle. Miło posłuchać. Natomiast drugi kolega, właśnie wygrał 4 tysiące euro w swoim mieście, ponieważ napisał powieść. Naprawdę chciałabym ją przeczytać, ale jest po hiszpańsku... . Może coś wymyślę. :)
Jutro wyjeżdżam z Constanty by pozwiedzać Rumunię, gdyż mam 10 dni do rozpoczęcia roku akademickiego. Zaczynam od Bukaresztu, a potem zobaczymy! Ahoj przygodo!
W Suceavie będę trochę w innym kotle. Zobaczymy.
P.S. Byłam drugi raz w szpitalu. Tym razem, u specjalisty gastrologa. Moja polska koleżanka znalazła tego profesora. Pomogła mi bardzo. Przyjął mnie mimo, że nie byłam zarejestrowana, ani zapisana... . Zrobił mi USG i powiedział, że mam coś na kształt kamieni w woreczku żołciowym, ale to nie są jeszcze kamienie tylko jakieś skoncentrowane formy czegoś tam. Wystarczy dieta i leki, i wszystko wróci do normy. Mija 2 tygodnie odkąd byłam i wciąż nie jest najlepiej. W każdym razie nie powiedział skąd się to wzięło.
Całuję, M.
Rejst po Dunaju, ale to wciąż nie to. Planuję wypożyczyć łódkę ze znajomymi i zrobić prawdziwe odkrywanie. |
Tulcea |
Dodaj napis |
Enisala |
Histria |
urządzenie do suszenia rąk w toalecie |
Dunaj |
Dżentelmen w kapeluszu Enisala |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz