Już od początku, z koleżanką z Francji, gdy tylko się poznałyśmy,
planowałyśmy wypad stopem. Może po Rumunii, może do Bułgarii. Padło na
Bułgarię. Varnę. Jednak wcześniej chciałyśmy zatrzymać się w Mangalii, a
potem w Vama Veche. Wszystkie trzy miasta położone są nad Morzem Czarnym.
Właściwie
nie przygotowałyśmy się do tego najlepiej. Sprawdziłyśmy tylko jak się
dostać do Mangalii autobusem, a potem chciałyśmy łapać stopa do Warny i
wrócić tego samego dnia tym samym sposobem. Plan był by wyruszyć rano.
W
noc poprzedzającą nasz wypad poszłam na imprezę do jednego z tych
fantastycznych klubów. Chciałam wesprzeć koleżankę, bo była w smutnym
nastroju i stwierdziłam, że może jej to poprawi humor(nota bene:
pomogło). Natomiast zapoznałam tam Niemca, który wyruszył ze znajomymi w
podróż po Rumunii stopem. Znajomi dzień wcześniej wrócili do kraju, a
on postanowił kontynuować przygodę. Wyglądał co najmniej dziwacznie w tym miejscu...
był w trampkach, rozciągniętej koszulce i bojówkach. Nic dziwnego skoro trzy godziny wcześniej przybył do Konstancy. Umówiliśmy się, że
następnego dnia(a właściwie tego samego) spotkamy się pod uniwersytetem i
razem pojedziemy. Wątpiłam co prawda w to, że się znajdziemy, bo miał
tylko niezbyt dokładny adres i orientacyjną godzinę. Miałam rację.
Zrobiłyśmy
z koleżanką szybko zakupy w pobliskim sklepie by nam starczyło jedzenia
na cały dzień i wsiadłyśmy w autobus. Oczywiście najpierw musiałyśmy
spytać czy ten autobus jedzie tam, gdzie chcemy. Kierowca nie zrozumiał.
Zapytałyśmy jakiejś młodej Pani. Okazało się, że jedzie mniej więcej w
tę samą stronę i że uczy języka angielskiego,
więc wszystko pięknie miałyśmy wytłumaczone. Powiedziała nam, że
pociągi są tańsze i że nie musimy brać autobusu. Od razu zwróciła
przyjazną uwagę mojej francuskiej koleżance, że powinna zamykać torbę,
bo stwarza... okazję. Miałyśmy z nią jechać, jednak okazało się, że pociąg
ma opóźnienie, więc musiałyśmy się rozdzielić. Pokazała nam gdzie nasz
autobus, zapytała o cenę by nas nie oszukano i mogłyśmy już jechać.
Dystans taki sam jak z mojego miasta do Warszawy, ale bilet kosztował
1PLN drożej.
Zanim wyjechaliśmy kierowca poczynił
wszelkie przygotowania. Umył starannie szybę gazetą i płynem do zmywania
naczyń. Szyba od wewnątrz, szyba na zewnątrz. Padało. Na
szczęście potem się rozpogodziło. Usiadłyśmy z koleżanką w pierwszych
siedzeniach tak by mieć widok na wszystko i podziwiać. Niestety nie mam zdjęć z tej wyprawy, bo gdy w autobusie
chciałam zrobić pierwsze zdjęcie - udało się, ale zaraz potem aparat
oświadczył, że jest już wyczerpany tą podróżą.
Jadłam
sobie biszkopty, gdy nagle kierowca machnął i powiedział, żebym go poczęstowała. Cóż za faux pas z mojej strony, że nie zapytałam go pierwsza... . W końcu zaczął
łamanym angielskim z nami konwersować. Była to rozmowa rumuńsko-angielsko-niemiecka + migi.
Okazało się, że jest z Turcji. Facet miał może ze 40 lat. Razem z nim
był młodszy, nastoletni chłopak, który zbierał pieniądze za bilety. Może
to był jego syn, może 'kolega'.
W każdym razie, kierowca
zaproponował nam, że podrzuci nas bliżej trasy tak byśmy mogły złapać
stopa.
Mój pierwszy stop w życiu to stop do Vama Veche(było to jakieś
8km od Mangalii i zaraz przy granicy z Bułgarią).
Vama Veche
Podobno ostatnia plaża hipisowska w Europie. Oto relacja ludzi, którzy
wybrali się tam stopem: http://www.system.autostopik.pl/?p=269
Miasteczko
z niesamowitym klimatem. Było nam dane rozmawiać
z paroma wyzwolonymi ludźmi. Umieli powiedzieć 'kocham cię' w naszych językach. Obawiałyśmy, że nie będą chcieli nas zostawić. Na szczęście wszystko było ok.
Spotkałyśmy w Vama Veche też bardzo życzliwych ludzi z Rumunii, którzy bardzo nam pomogli. Nie mówię, że poprzedni nie byli życzliwi, bo byli, tylko w inny sposób.
Napisałyśmy na dużej kartce "Varna". Długo nie mogłyśmy złapać stopa, więc gdy podjechał minibus, który zmierzał w kierunku naszego celu, byłyśmy już tak zrezygnowane, że postanowiłyśmy obrać ten środek transportu. Kierowca autobusu krzyknął 30Euro, więc wróciłyśmy to naszego poprzedniego planu. Zmieniłyśmy, więc na 'Bulgaria'(granica do Bułgarii
była oddalona zaledwie o 5km). I zatrzymali się. Serban i Ana. Para z
Bukaresztu. Okazało się, że jadą pod Warnę. W przemiłej atmosferze dotarłyśmy do miasta. Nie chciałyśmy wracać stopem po nocy, więc Serban i Ana pomagali nam w poszukiwaniach jakiegoś transportu. NA SZCZĘŚCIE okazało się, że nie ma żadnego autobusu. Para młodych ludzi w wieku ok. 30 lat otoczyła nas opieką. Podczas tego weekendu
wyglądało to tak jakbyśmy zrobiły sobie wypad z przyjaciółmi - wspólne spędzanie czasu, jedzenie posiłków, wypady, rozmowy i ogólnie pojęta zabawa. Trafiłyśmy najlepiej jak mogłyśmy. Oni są tam co roku, więc miałyśmy przewodników. Mimo, że kompletnie nie było im po drodze zaproponowali nam, że z powrotem podrzucą nas do Konstancy. Poprosili nas tylko byśmy zapłaciły po 30RON. Był to dla nas bardzo korzystny układ.
Jeśli
chodzi o Bułgarię to od razu zauważyłam różnicę. Warna w porównaniu z Konstancą wypada o niebo lepiej. Bardziej zielono,
bardziej czysto. Plaża ładniejsza. Europejski kurort. Byłyśmy w Złotych Piaskach. Spotkałam
tam Polaków. Napadłam na nich jak kłusownik. Oni w ogóle nie zaskoczeni, że widzą rodaka spokojnie wyjaśnili, że 90% plaży to Polacy. Potem już byłam bardziej opanowana, gdy spotykałam Swoich. Serban opowiedział
nam wiele ciekawostek o Bukareszcie i nie tylko. Poznałyśmy jego
bułgarskich przyjaciół. Okazało się, że bułgarski jest bliski do
polskiego... . Wydawało mi się, że Pani z pensjonatu mówiła do mnie po polsku. Po czym
jak zapytałam o to czy umie polski powiedziała, że nie, ale bułgarski jest podobny. Czasem miksuje go jeszcze z rosyjskim i jakoś jej się udaje ze mną porozumieć.
Np. jajca to jajka po bułgarsku czy jakoś tak.
Zdjęcia Vama Veche nad ranem zrobione przez mojego kolegę:
Chcę napisac, że cieszę się, że prowadzisz bloga. Dzięki temu na bieżąco mogę czytać o Twoich przygodach i słowo przygoda nie będzie tu żadnym wyolbrzymieniem! Naprawdę czytam z zaciekawieniem co danego dnia Ci się przytrafiło. Bo nie są to codzienne rzeczy i sytuacje. Mam nadzieję, że spotka Cię jeszcze dużo miłych i niezapomnianych przygód, którymi się tu podzielisz i może nawet wstawisz obrazujące je zdjęcia. Liczę więc na mnóstwo wpisów! Całuję, M!
OdpowiedzUsuń