Co do formy:
nie jestem zdecydowana, raczej wolę łączenie stylów, więc może być całkiem niezły misz-masz, od dziennika po poradnik.

sobota, 28 grudnia 2013

Epizod ukraińskie reggae

Rodzina, u ktorej nocowaliśmy - normalna regularna rodzina. Mąż, żona i synek. Widać, że się kochają.

Indyjskie jedzenie. Dredy, jointy i klub z jazzową muzyką na żywo, a nad ranem podróż przy muzyce reggae na bazar do najbardziej niestandardowej części miasta - Moldovianka. Ogólnie undergrandowy pobyt.

Bardzo ciekawe doświadczenia. Powrót do Suczawy - trzęsący!











piątek, 27 grudnia 2013

Musimy tu wrócić...

Rano po śniadanku z Anastazją, przywitałyśmy się z morzem. Potem szybko na rynek. Najpierw zaczęłyśmy przy plaży, ale to nie był taki krótki dystans wcale. W autobusie ktoś do nas podszedł i zaczął mówić po polsku. Była to dziewczyna. Młodsza od nas o 2 lata. Okazało się, że studiuje polski.  Oczywiście była już w Polsce. Zaoferowała się, że nas oprowadzi. Starówka piękna. Ogromna. Niestety nie obejrzałyśmy katakumb, które znajdują się pod całą starą częścią miasta. Niestety wejście do katakumb jest w specjalnym miejscu. Z tego, co wiem paręnaście kilometrów od centrum. Musisz mieć ze sobą przewodnika, bo inaczej możesz się zgubić. Niestety nie miałyśmy.

Wieczorem zajechałyśmy do naszego 'hosta'. Nie mogłyśmy też znaleźć adresu. Zapytałyśmy jakiegoś młodego chłopaka o adres. Szybko włączył GPS i znalazł.

Odessa bardzo nam się podobała. Zabytki. Iluminacje. Chcemy jeszcze wrócić tu i udać się na Krym! I jeszcze dalej!

Odessa - zderzenie pierwsze

Planowy czas 5 rano... jednakże jakoś tak wyszło, że byłyśmy o 2!!! W autobusie upewniłyśmy się, czy to już na pewno Odessa. Twierdząco odpowiedziała nam jedna z kobiet siedząca w autobusie. Młoda, ładna kobieta, która od razu zapytała nas gdzie mamy nocleg. Powiedziałyśmy prawdę, że mamy, ale nie na tę noc tylko na przyszłą przez couchsurfing i zamierzamy poczekać na dworcu... . Zaoferowała, że może nam wszystko, co chcemy pokazać na mapie, bo ma chwilę czasu.


Odessa przywitała nas mroźnie i nieprzyjaźnie. Dworzec kolejowy zamknięty. McDonald koło dworca zamknięty. Kobieta jednak była z nami i szukałyśmy rozwiązania. Okazało się, że pochodzi z Transnistrii. Właśnie przyjechała tutaj by prowadzić badania. Robi doktorat jak państwa starają się zapobiec przed dewastacją, konserwują zabytki i czy w ogóle robią coś w tym kierunku w Europie Środkowej. Powiedziała, że Polska jest wzorcowym przykładem. Wybiera się do Polski.

Były dwie opcje, albo nocować w miejscu, gdzie znajduje się bankomat, albo UWAGA! UWAGA! pojechać do niej do mieszkania, do którego miała właśnie odebrać klucze, ale jest za wcześnie i nie wie, czy uda jej się teraz czy będzie musiała czekać te trzy godziny. Wybrałyśmy drugą opcję. Odebrała klucze, a jej mieszkanie było niesamowite! Wnętrze tzw. 'glamour'. Szczęście nas kopnęło już nie pierwszy raz. Za to mieszkanie właśnie płaci jej Uczelnia.

Jak widać potem już było lepiej... to mało powiedziane...

czwartek, 26 grudnia 2013

Martwa łączność ze światem

27.12.2013r.

Wasze oczy się nie mylą dodaję post dotyczący BIEŻĄCYCH wydarzeń. Mój komputer umarł. Niestety. I co najgorsze okazuje się, że w dzisiejszym świecie bez tego ciężko. Ciężko studiować. Ciężko się komunikować. Ciężko pracować. Ciężko realizować. Ciężko sprawdzać. Ciężko znajdować informacje. I drożej, bardzo czasochłonnie.

W takim razie dorwałam się teraz do kompa mojego kolegi i mam okazję, żeby trochę nadrobić zaległości. Jednakże ze zdjęciami musicie trochę poczekać... . Także zajrzyjcie za jakiś czas, a może już wstawię... .

Buziaki!

Może jeszcze troszkę o Mołdawii...

To jeden z najbiedniejszych krajów. Znajomi Andrei jak dowiedzieli się jakie mamy stypendium miesięczne złapali się za głowę. To więcej niż ich średnia pensja! A nam nie wystarcza... . Może jakbyśmy pozostawały przez cały czas w jednym miejscu i ograniczyły życie towarzyskie to na pewno by wystarczyło.

Co do stolicy...
ma swój klimat. Nie jest jakaś piękna, zadbana, ale można naprawdę zobaczyć unikatowe rzeczy. I to mnie najbardziej kręci.
Stoiska, gdzie ludzie przynoszą wszystko, co mają w domu i gdzie można kupić od antyków po breloczki. Takie stoiska można zobaczyć 500 m od ministerstwa, a 100 m od Teatru Narodowego.
Kipi tam od iście komunistycznych rzeczy - popiersia Lenina, radzieckie gadżety... umundurowania, odznaki... mięso sprzedawane w bagażniku samochodu... . Za to mnóstwo ludzi, którzy sprzedają swoje naturalne wyroby. Dla tych, którzy chcą odżywiać się w zgodzie z naturą naprawdę cenne miejsca.

Albo np. dobry chodnik jest tylko przed ministerstwem, a 1 m dalej jest coś strasznego. Zapraszamy tylko z dobrym obuwiem. W Rumunii niestety z chodnikami jest podobnie.

A i jeszcze... piękne iluminacje świąteczne tak samo w Kiszyniowie jak i w Odessie. Muszą mieć tam tani prąd.

Taksówkarze na dworcu obskakują Cię jak sępy. Taxi? Taxi? Taxi???????


Tutaj też liczniki przy sygnalizacji świetlnej. Poza tym śmiałyśmy się z 'pakera' czyli czerwonego światła dla pieszych. Poniżej możecie zobaczyć.

Korki w Kiszyniowie bez względu na porę.

Okej... ceny autobusów rzeczywiście niedrogie... za autobus do Odessy zapłaciłyśmy 30PLN, ale wszystko inne na podobnym poziomie.
1lej mołdawski to tyle co 0,25PLN.

W naszym mini rankingu(na podstawie naszych doświadczeń) na najbardziej życzliwe narody niestety Mołdawia nie plasuje się na wysokim miejscu.Jednak co ciekawe policjanci(milicjanci?) byli mili, Pani na dworcu autobusowym wspaniała.

Ucieczka...

03.12.2013r.


Wracajmy szybko do opowieści... po drugiej nocy u naszego kolegi. Niestety nie mógł nam dotrzymywać towarzystwa - pracował. Tylko wieczorami, poznałyśmy jego znajomych, byłyśmy z nim na specjalnym zaprzysiężeniu - tłumaczył. że w Mołdawii jest powszechny obowiązek służby wojskowej, a ten kto nie idzie do wojska musi odbyć parę lat w szkole wojskowej.
Po drugiej nocy u naszego kolegi... zauważyłyśmy, że jego mama jest bardzo niespokojna, często przychodzi do pokoju w którym jesteśmy i udaje, że coś robi... albo po prostu stoi i na nas patrzy... tak jakby myślała, że chcemy coś ukraść. Stwierdziłyśmy uciekamy!


W Kiszyniowie zgubiłam kartę SIM do mojego polskiego telefonu, którym mogłyśmy wykonywać połączenia międzynarodowe... . Do tej pory zgubiony portfel i opaska. Tak, tak portfel... na szczęście ten z góry czuwał i zdążyłam wyjąć wszystko co miałam w portfelu i schować do kieszonki przy klatce piersiowej. Ufff!!!

Uciekamy... ale gdzie?! Na szczęście wzięłam ten komputer(dzięki Mamuś!) i cały czas szukałyśmy jakiegoś coucha(zapraszam do wpisu o couchsurfingu) w Odessie... wreszcie znalazłyśmy! Yaroslav nam odpowiedział. Rano zwiedzałyśmy jeszcze Kiszyniów, a wieczorem spotkanie pożegnalne z Andrei. Przygotowałyśmy prezenty dla niego i jego mamy. Zaraz potem miałyśmy autobus do Odessy. Autobus miał wylądować w Odessie o 5 rano. Byłyśmy bardzo rade z tego, ponieważ mogłyśmy od samego rana rozpocząć nasze zwiedzanie.






Kto wie, co to za drzewko? Proszę o kontakt.








wtorek, 24 grudnia 2013

Mołdawiańska tożsamość

Ciężka sprawa. Pisałam o tym pracę. Właściwie to o konflikcie Mołdawia-Naddniestrze, ale jedna z przyczyn ma bardzo dojmującą historyczną podstawę.
Polecam prześledzenie dziejów Mołdawii. Bardzo ciekawa sprawa.

Mały, biedny kraj. Podzielony. Podobno sztucznie wytworzony przez Związek Radziecki, który chciał osłabić Rumunię. Dlaczego 'podobno'? A no... jak wszystko teraz... jest wielowymiarowe. Niektórzy badacze twierdzą, że teraz granice Mołdawii mają słuszność.Poza tym Naddniestrze i Gaugazja również ciekawe twory. Polecam poczytać.

Mołdawski język to dialekt rumuńskiego, ale wszyscy, których spotkałam również posługują się biegle rosyjskim.

Tożsamość
Część Mołdawian czuje się Rumunami, część Rosjanami i chcą przyłączenia do tych krajów. Spotkałam do tej pory tylko jedną osobę, która zaznaczyła wyraźnie swoją mołdawską tożsamość.

Co Andrei mówi na temat Mołdawii? A no właśnie tak:
Mołdawia sztuczny twór, powinna być przyłączona do Rumunii. Andrei jako, że Mołdawia podpisała umowę stowarzyszeniową z UE(pod koniec listopada) od razu zaczął działać i już tworzy partnerstwo polsko-mołdawskie. Powodzenia!









Chisinau(Kiszyniów), Mereni i piwniczka cudowności...

W autobusie puszczono nam film. Po rosyjsku! Chyba wszyscy Mołdawianie znają rosyjski.

Zajechaliśmy do Kiszyniowa o 19.55. Mieliśmy pięć minut, żeby złapać ostatni autobus do wioski Andrei. Było to wręcz niemożliwe, bo ten przystanek znajdował się na kompletnie innej ulicy. Na szczęście wciąż w centrum. Nie zdążyliśmy na czas. Jednak po chwili ujrzeliśmy go jak wyjeżdża zza zakrętu. Andrei - Mołdawianin, powiedział, że to się nie zdarza.

W autobusie leciało dużo rumuńskiej muzyki, a także rosyjskiej. Zero zagranicznych. Andrei mieszka 20 parę kilometrów od Kiszyniowa. W mieścinie tej ulice nie są oświetlone... ale za to gwiazdy piękne! Jeszcze nigdy nie widziałam tak rozgwieżdżonego nieba.

Andrei z mamą przywitali nas królewską kolacją. Barszczyk czerwony(w smaku jak nasz domowy), jakieś mięso, grzybki z Włoch wraz z marynowaną z nimi rybą i ser! Tak, tak... ser w tych stronach do bardzo ważna rzecz. Biały słony. Różne rodzaje. Na to poświęcę oddzielny wątek.

Andrei zaprowadził nas do swojej piwnicy. Ach! Co to była za piwnica! Wino własnej roboty, różne przetwory... wszystko też poustawiane specjalnie by mieniło się różnokolorowymi barwami. Wrażenie niesamowite. Czekam aż mi prześle zdjęcie, bo nie zdążyłyśmy zrobić(wiecie jak to jest odkładało się, odkładało i w końcu...) Nalałyśmy wina i wzięłyśmy kompocik by powrócić do dalszego biesiadowania.

Spędziłyśmy u niego dwie noce... rano wychodziłyśmy by zwiedzać Kiszyniów. Chciałyśmy zwiedzić jeszcze okolice. Szczególnie znaną z turystycznych wyborów winnicę Cricova. Chciałyśmy pojechać do Naddniestrza oraz ja jeszcze chciałam do Gaugazji. Niestety. Nie udało się zrealizować wszystkiego.





OGON!





Wszyscy odradzają...

Każdy kto się dowiadywał, że chcemy jechać do Mołdawii, albo że już jesteśmy. Łapał się za głowę. Jak się dowiadywał drugiej informacji, że zamierzamy łapać stopa stwierdzał, że jesteśmy szalone.

Chwilami się obawiałam... i dawałam wiarę, że może rzeczywiście Ci ludzie mają racje. Szczególnie, że byli to mieszkańcy Mołdawii. Na szczęście miałam przy sobie polską koleżankę, która nie wiem czy czuła podobnie, ale nie dawała po sobie poznać i była dla mnie dużym wsparciem. Okazało się, że nic się nie sprawdziło z tych strasznych zapowiedzi, a wręcz przeciwnie wszystkie doświadczenia, które nas dosięgnęły były niesamowicie pozytywne i wiążą się z nimi wspomnienia... wspomnienia dobroci, życzliwości ludzi... tak ogromnej, że mogę powiedzieć tylko jedno świat kryje w sobie niezmierzone dobro... szczególnie myślę, że tak teraz uważam, bo nie jestem w ogóle na bieżąco z tymi wszystkimi złymi wiadomościami 'z kraju i ze świata'.

Mołdawianin


         Zanim dojdziemy do poniedziałku pozostają nam jeszcze dwa piękne dni, czyli 30.11 i 01.12r.. W sobotę wszyscy Erasmusi zostali zaproszeni na urodziny do kolegi Rumuna, którego właściwie nikt dobrze nie znał, ale poszliśmy czemu nie! Polki też. Chłopak się naprawdę przygotował, a właściwie jego mama... przygotowała tradycyjne dania: mamałygę, sarmale oraz jakieś mięso z tymi ich specjalnie robionymi papryczkami.


         W niedzielę moja współlokatorka przygotowała mi przyjęcie powitalne. Kiedy byłam w łazience z zamiarem powzięcia długiego prysznicu wraz ze wszelkimi dodatkowymi opcjami grupka osób wkroczyła w progi mojego pokoju i oznajmiła, że oczekuje mnie. Przełożyłam zamiar.

          W odwiedziny do swojej siostry w akademiku przyjechał Mołdawianin, który... uwaga, uwaga... był w Polsce, w Warszawie, na moim Uniwersytecie na wymianie Erasmusowej.(dużo młodych ludzi z Mołdawii studiuje w Rumunii). Był niesamowicie zadowolony z Polski. Z pomocy jaką otrzymał, z warunków studiowania, z kondycji mojej Uczelni. Bardzo mnie cieszyło, że miał same przyjemne doświadczenia. Przywiózł ze sobą wino własnej roboty, więc żal było nie spróbować. Bardzo mi smakowało. Okazało się, że jutro(w poniedziałek) wraca do Mołdawii! Zgadaliśmy się. Jedziemy razem. Stopem. Zaproponował nam nocleg u siebie w domu. Bez zastanowienia przystałyśmy na jego propozycję.

      Nasz kolega poznany w Rumunii, który grał rolę przewodnika dla Erasmusów(szczególnie po imprezach), zobowiązał się, że nas zawiesie do Iasi(miasto blisko granicy z Mołdawią) za niewielką opłatą i stamtąd będziemy mogły łapać stopa.

           I tak w poniedziałek o 12 ruszyliśmy w stronę Iasi wraz z moją polską koleżanką, kolegą Rumunem i Mołdawianinem. Stamtąd po dłuższej chwili(ściemniało się już!!) złapaliśmy stopa do miasta blisko granicy, już w Mołdawii. Chłopak był młody, studiował stomatologię. To był jego ostatni rok. Wracał do domu. Miły, ale niestety nie za bardzo potrafił angielski. Na szczęście mołdawski to dialekt rumuńskiego. Podczas podróży stwierdziliśmy, że jednak ciężko będzie łapać stopa do Kiszyniowa(Mołdawianin mieszkał w pobliżu stolicy) i jak zobaczyliśmy na granicy autobus do Kiszyniowa stwierdziliśmy, że nie ma co wybrzydzać. To był nasz ostatni i jedyny stop tej podróży.

Bilet do Kiszyniowa kosztował 12 PLN! Ale jeszcze nigdy mnie tak nie wytrząchało! Nawet nie sądziłam, że tak może trząść! Drogi trzeba przyznać fatalne.


Wszystkie osoby poznane w tym wątku znałam co najwyżej 2 dni!

nie dało się zrobić zdjęcia.. tak trząchało

poniedziałek, 23 grudnia 2013

Polki w Suczawie

Tak, tak.

I co najlepsze nie przyjechały do mnie.

Tego samego dnia, co przybyłam do Suczawy. Odbyło się również pierwsze spotkanie z moją współlokatorką. Nie powiem. Trochę się obawiałam. Jak to będzie. Przyjęła mnie niesamowicie życzliwie. I tak zostało, dzięki Bogu, do tej pory. Czasem zachowujemy się jak siostry.

 Miałam ze sobą paczuszkę prawdziwego Polaka: Żubrówka, krówki oraz Ptasie Mleczko. Jednakże okazało się(później znalazłam), że krówki można kupić także w Rumunii.

Tak, tak, miało być o Polkach!
A więc 6 Polek przyjechało stopem z Cluj do naszego hiszpańskiego Erasmusa, z którym wcześniej odbywały kurs języka rumuńskiego. Wspaniale się było z nimi zobaczyć. Zostały parę dni. Trochę poimprezowaliśmy. Z jedną z nich zgadałam się, że marzymy o wyprawie do Odessy. Powzięłyśmy plan, że w poniedziałek wyjeżdżamy(był piątek). Szczerze to nie wierzyłam, że się uda. Chciałyśmy całą trasę odbyć stopem by zaoszczędzić.  Jednak o tej podróży już w kolejnym odcinku... .

Tak przy okazji, Hiszpanie i Francuzi wspaniale ich przyjęli... przygotowali pyszną zupę dyniową, ryż oraz jakieś mięso. 

Pozdrawiam,
M.






Akademik jeszcze raz:)