Co do formy:
nie jestem zdecydowana, raczej wolę łączenie stylów, więc może być całkiem niezły misz-masz, od dziennika po poradnik.

środa, 11 grudnia 2013

Lwów - czy to deja vu?

Nie wiem... ale mam tę pewność, że to, co mi się przytrafia to przeznaczenie.


07.10.2013/08.10.2013

Rodzice cali w nerwach, bo dowiedzieli się, że mogę tylko złapać jeden autobus o 23.55 do Polski, a jeśli nie złapię to potem mam pociąg o 9.00. Co gorsza okazało się, że mój pociąg będzie na stacji we Lwowie o 23.50. Liczyłam, że może będzie wcześniej, ale zajechał o równej godzinie(muszę powiedzieć, że jeszcze się nie spotkałam tutaj, żeby pociąg się spóźniał, a autobusy zazwyczaj są szybciej niż przewidziany czas).

Miałam tylko 5 minut, żeby w kompletnie nie znanym mi miejscu, w obcym kraju, z innym językiem, alfabetem dotrzeć do mojego celu. Został mi podany numer przystanku. Nie było czasu by pytać ludzi. Wyleciałam jak głupia z dworca, otaczały mnie glosy - taxi? Taxi? Taxi?! a ja biegłam nawet nie wiedziałam za bardzo gdzie. Patrzyłam na przystanki, ale nie były numerowane... albo ja w tym całym pośpiechu by zdążyć przed czasem nie widziałam. Już zrezygnowana wracałam na dworzec, gdy nagle zobaczyłam autobus i coś mnie tchnęło. Zaczęłam za nim biec. Gdy go dopadłam okazało się, że to ten!

Mogłam się tak nie spieszyć, bo okazało się, że 'odprawa' jak to nazywał kierowca autobusu trwała godzinę(!). Wyjechaliśmy zaraz po tym, jak wpisał wszystkim wszystkie możliwe dane do swoich pliczków, sprawdził wszystkim paszporty i powypisywał jakieś inne raporty.

Kolejny raz miałam szczęście.

A zaraz po tym jak wsiadłam do autobusu okazało się, że mamy Amerykanów na pokładzie. Czy to deja vu? Anthony i Talia zaznaczyli się dosyć wyraźnie w moim życiu.

M

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz