Co do formy:
nie jestem zdecydowana, raczej wolę łączenie stylów, więc może być całkiem niezły misz-masz, od dziennika po poradnik.

wtorek, 24 grudnia 2013

Mołdawianin


         Zanim dojdziemy do poniedziałku pozostają nam jeszcze dwa piękne dni, czyli 30.11 i 01.12r.. W sobotę wszyscy Erasmusi zostali zaproszeni na urodziny do kolegi Rumuna, którego właściwie nikt dobrze nie znał, ale poszliśmy czemu nie! Polki też. Chłopak się naprawdę przygotował, a właściwie jego mama... przygotowała tradycyjne dania: mamałygę, sarmale oraz jakieś mięso z tymi ich specjalnie robionymi papryczkami.


         W niedzielę moja współlokatorka przygotowała mi przyjęcie powitalne. Kiedy byłam w łazience z zamiarem powzięcia długiego prysznicu wraz ze wszelkimi dodatkowymi opcjami grupka osób wkroczyła w progi mojego pokoju i oznajmiła, że oczekuje mnie. Przełożyłam zamiar.

          W odwiedziny do swojej siostry w akademiku przyjechał Mołdawianin, który... uwaga, uwaga... był w Polsce, w Warszawie, na moim Uniwersytecie na wymianie Erasmusowej.(dużo młodych ludzi z Mołdawii studiuje w Rumunii). Był niesamowicie zadowolony z Polski. Z pomocy jaką otrzymał, z warunków studiowania, z kondycji mojej Uczelni. Bardzo mnie cieszyło, że miał same przyjemne doświadczenia. Przywiózł ze sobą wino własnej roboty, więc żal było nie spróbować. Bardzo mi smakowało. Okazało się, że jutro(w poniedziałek) wraca do Mołdawii! Zgadaliśmy się. Jedziemy razem. Stopem. Zaproponował nam nocleg u siebie w domu. Bez zastanowienia przystałyśmy na jego propozycję.

      Nasz kolega poznany w Rumunii, który grał rolę przewodnika dla Erasmusów(szczególnie po imprezach), zobowiązał się, że nas zawiesie do Iasi(miasto blisko granicy z Mołdawią) za niewielką opłatą i stamtąd będziemy mogły łapać stopa.

           I tak w poniedziałek o 12 ruszyliśmy w stronę Iasi wraz z moją polską koleżanką, kolegą Rumunem i Mołdawianinem. Stamtąd po dłuższej chwili(ściemniało się już!!) złapaliśmy stopa do miasta blisko granicy, już w Mołdawii. Chłopak był młody, studiował stomatologię. To był jego ostatni rok. Wracał do domu. Miły, ale niestety nie za bardzo potrafił angielski. Na szczęście mołdawski to dialekt rumuńskiego. Podczas podróży stwierdziliśmy, że jednak ciężko będzie łapać stopa do Kiszyniowa(Mołdawianin mieszkał w pobliżu stolicy) i jak zobaczyliśmy na granicy autobus do Kiszyniowa stwierdziliśmy, że nie ma co wybrzydzać. To był nasz ostatni i jedyny stop tej podróży.

Bilet do Kiszyniowa kosztował 12 PLN! Ale jeszcze nigdy mnie tak nie wytrząchało! Nawet nie sądziłam, że tak może trząść! Drogi trzeba przyznać fatalne.


Wszystkie osoby poznane w tym wątku znałam co najwyżej 2 dni!

nie dało się zrobić zdjęcia.. tak trząchało

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz