W pociągu do Czerniowiec spotkałam Kaję. Kaja jest ujęta poniżej na zdjęciu. Miłą Panią. Ciężko mi powiedzieć w jakim była wieku... jej twarz była bardzo zniszczona. Nie miała wszystkich zębów. W każdym razie niesamowita kobieta. Kaja niestety nie mówiła po polsku, ale coś niecoś się dogadywałyśmy.
Jako, że bilet do Czerniowiec wybrałam najtańszy nie przysługiwał mi materac ani wykrochmalona pościel. Kaja, gdy otrzymała swoją porcję i zobaczyła, że ja nie dostałam zapytała mnie coś po ukraińsku. Nie zrozumiałam, więc intuicyjnie co się robi w takich sytuacjach? No co? A no... odpowiada się 'tak'. W tym przypadku 'da'. Potem pokazała ten ruch... pocieranie palcami(a konkretnie kciukiem o palce wskazujący i środkowy), kiedy masz na myśli pieniądze. Pokiwałam głową i wzruszyłam ramionami. Ona również smutno pokiwała. Po czym gdy przechodziła Pani kierownik tego wagonu zagadała do niej, dała jej pieniądze, a po chwili została mi przyniesiona pościel. Byłam w szoku. Zaczęłam mówić, że nie nie trzeba, że dziękuje, ale nikt mnie nie chciał słuchać.
Plan się na szczęście powiódł. Kasa w Czerniowcach otwarta. Wszyscy pomocni i weseli. Ludzie tutaj i w Rumunii w większości bardzo entuzjastycznie reagują na obcokrajowców i są PRZEmili.
Wsiadłam do pociągu dążącego do Suczawy... a tym razem poznałam Irinę. Młodą rozwódkę ze Lwowa. Jechała na spotkanie ze swoim ukochanym. Umiała mówić po polsku. Naprawdę złapałyśmy dobry kontakt ze sobą.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz