Wracajmy szybko do opowieści... po drugiej nocy u naszego kolegi. Niestety nie mógł nam dotrzymywać towarzystwa - pracował. Tylko wieczorami, poznałyśmy jego znajomych, byłyśmy z nim na specjalnym zaprzysiężeniu - tłumaczył. że w Mołdawii jest powszechny obowiązek służby wojskowej, a ten kto nie idzie do wojska musi odbyć parę lat w szkole wojskowej.
Po drugiej nocy u naszego kolegi... zauważyłyśmy, że jego mama jest bardzo niespokojna, często przychodzi do pokoju w którym jesteśmy i udaje, że coś robi... albo po prostu stoi i na nas patrzy... tak jakby myślała, że chcemy coś ukraść. Stwierdziłyśmy uciekamy!
W Kiszyniowie zgubiłam kartę SIM do mojego polskiego telefonu, którym mogłyśmy wykonywać połączenia międzynarodowe... . Do tej pory zgubiony portfel i opaska. Tak, tak portfel... na szczęście ten z góry czuwał i zdążyłam wyjąć wszystko co miałam w portfelu i schować do kieszonki przy klatce piersiowej. Ufff!!!
Uciekamy... ale gdzie?! Na szczęście wzięłam ten komputer(dzięki Mamuś!) i cały czas szukałyśmy jakiegoś coucha(zapraszam do wpisu o couchsurfingu) w Odessie... wreszcie znalazłyśmy! Yaroslav nam odpowiedział. Rano zwiedzałyśmy jeszcze Kiszyniów, a wieczorem spotkanie pożegnalne z Andrei. Przygotowałyśmy prezenty dla niego i jego mamy. Zaraz potem miałyśmy autobus do Odessy. Autobus miał wylądować w Odessie o 5 rano. Byłyśmy bardzo rade z tego, ponieważ mogłyśmy od samego rana rozpocząć nasze zwiedzanie.
Kto wie, co to za drzewko? Proszę o kontakt. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz