Humor to rzeka i monastyr w miejscowości Manasteria Humorolui opodal miasta Gura Humorolui.
I wreszcie dobrnęliśmy do Bożego Narodzenia! Kochani! W tym roku spędzone w Rumunii, pierwszy raz na obczyźnie, pierwszy raz bez moich ukochanych, w innym obrządku.
Spędziłam te święta z rodziną, która przynależy do Rumuńskiego Kościoła Prawosławnego. Było to niesamowite doświadczenie. Przez dwa dni żyłam tak jak oni, robiłam to co oni, jadłam to co oni.
24.12 Przywitana przez mamę mojej koleżanki zostałam jak córka - wyściskana, wyszczypana, że piękna, że zdrowa, że rumieńce. Tata pracował. Wrócił późno. Rozdaliśmy sobie prezenty. Dostałam ramkę ze wspólnymi zdjęciami koleżanki i moimi.
Najpierw przyozdobiłyśmy mieszkanie.(poniżej zdjęcia) Rumuni raczej nie mają choinki w domu tylko na zewnątrz. Potem przyszedł prawdziwy Święty Mikołaj. Następnie spotkałyśmy się ze znajomymi mojej koleżanki w pubie na grzane wino po czym wróciłyśmy by czekać na młodzieńców - znajomych mojej koleżanki, którzy mieli przybyć do nas z kolędą.
Jest to taki zwyczaj, że własnie w 24.12 do białogłowych przybywają młodzieńcy, czasami porywają ze sobą te panienki... a innego dnia chyba 26.12 panienki z kolędą przybywają do kawalerów.
W związku z tym oczywiście trzeba się odpowiednio przygotować - nakroiłyśmy przeróżnych mięsnych wyrobów - wędlin, kiełbas... wszystko swojskie, zrobione przez mamę mojej koleżanki. Ponadto ciasteczka - tutaj raczej widziałam, że panie pieką własne różnorakie ciasteczka bardziej niż ciasta... . Podczas całego pobytu nie widziałam ani jednego ciasta a ciasteczek, wypieczonych i ozdobionych przez matkę i córkę, całe mnóstwo!
Niestety Panowie nie przybyli. Za to przybywali różni Cyganie i śpiewali jakieś kolędy. I ja im dałam. Zazwyczaj dają 1 leu. W kościołach na tacę też dają zazwyczaj po 1 leu.
Obejrzałyśmy film(komedię romantyczną) i poszłyśmy spać.
25.12 W tym dniu zaczynają się dla nich Święta. Rano nic. 12 zjedliśmy śniadanie, ale nie było to jakieś uroczyste śniadanie. Oczywiście tradycyjne potrawy rumuńskie i kieliszeczek nalewki... (wszystko zrobione przez mamę koleżanki!) ale kto zjadł odchodził od stołu. Poza tym podczas całego pobytu (2 dni) od popołudnia 24.12 do popołudnia 26.12 nie spotkałam ani razu żadnych krewnych mojej koleżanki... . Nie wiem czy Rumuni nie mają zwyczaju się spotykać ze swoimi bliskimi i krewnymi czy po prostu jeszcze nie zdążyli przyjechać... Próbowałam wybadać, wyszło, że nikt nie przybędzie w odwiedziny, ale może źle zrozumiałam... Wiecie nie mogłam tak otwarcie.
Natomiast co pewne w zwyczaju mają spotykać się z przyjaciółmi przynajmniej młode osoby.
Potem wybrałyśmy się do Kościoła, ale nie na mszę tylko po to bym ja mogła zobaczyć przesławny monastyr ze Światowej Listy Dziedzictwa UNESCO i po to by się pomodlić.
Potem przyjechały jakieś 4 młode osoby na święta (2 pary), ponieważ okazało się, że rodzice mojej koleżanki mają gospodarstwo agroturystyczne i nawet często różne osoby korzystają z ich oferty.
Wieczorem wyszłyśmy spotkać się z jej znajomymi. Podczas tych wszystkich spotkań rzadko usłyszeć można było angielski, dominował rumuński.
Później w planach był klub, ale za wejście chcieli 30 PLN, na co moja koleżanka się stanowczo nie zgodziła, więc wróciłyśmy do domu.
26.12 zostałam ubrana w tradycyjny rumuński strój, po czym poszłam zobaczyć przedstawienie świąteczne w centrum wsi, następnie jej rodzice zabrali mnie do odległego o 10km innego ważnego monastyru Voronet. Pożegnanie odbyło się na stacji kolejowej, ucałowali, wyrazili swoją troskę i zaczekali, aż wsiądę... .
Moja pamięć trochę wywietrzała dlatego możliwe, że pewnego dnia jeszcze uzupełnię ten wpis, ale postaram się gdzieś o tym napisać by Was powiadomić.
Gura Humorolui |
Humor |
Gura Humorolui |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz